środa, 10 września 2014

Ważne, bardzo ważne urodziny!!! :D



Dla nieogarniających z rana. Dziś 18 lat kończy nasza kochana INIMITABLE
BRAWA ŁUUUUUUUU YEEEEEEEEEEEEEE
i oto mała niespodzianka dla niej od paru osób i mam nadzieję was - czyteników 
ROŚNIJ NAM DUŻA MALEŃKA <3
Mam nadzieję że ci się spodoba i że się nie poryczysz ;)



~ ERat


Happy Birthday to Ini, cza cza cza! Happy Birthday to Ini, cza cza cza! Kobito, 18 latek! I wreszcie możesz szaleć na całego (If you know what I mean) ;3 Mam nadzieję, że urodzinki będą wspaniałe i spędzisz je jak najlepiej. Życzę ci udanej matury, zajebistego chłopaka, zdróweczka, jeszcze większych sukcesów w karierze blogowania i czego ty tam sobie życzysz ;) Wszyscy cię kochamy! ♥

~ Żelko Jadek

Co, już?
Mikrofon włączony?
Dobra.

(Niewi. Nie odpowiadam za to, co teraz napiszę.)

R5 na scenę wychodzą,
a fanki przed wejściem się mnożą.
Czy taki rozgardiasz robią bez powodu?
Oczywiście pobawić muszą się za młodu!
Lecz jest i powód tego inny.
Nasz In ma dzisiaj urodziny!
I wszyscy główkują, myślą i się trapią.
Do odpowiedzi naraz się kwapią.
"Jakie życzenia złożyć naszej blogerce?"
To musi być coś wybitnego wielce!
Nagle z tłumu Niepi wyskakuje,
sprawnie drogę sobie toruje.
I krzyczy:
"Wiem, jakie muszą być życzenia!"
"To ma być coś w guście marzeń spełnienia!
Ale nie tak banalne, lecz oryginalne.
Życzmy jej więc samych głupot i radości dużo,
żeby uśmiech królował jej buzią.
Aby trosk i trapień nie zaznała,
ale swoim życiem dobrze kierowała.
Życzmy jej jeszcze mocnych wrażeń i nieskończoności marzeń!"
I kiedy wszyscy z Niepi się zgodzili,
od razu tort znakomity zacząć robili.
A teraz wypatrują, kiedy In się nadejdzie.
I kiedy oniemiała do sali wejdzie
R5 na środek sceny przejdzie.
I wtedy wszyscy, nawet Ty kolego
zgodnie zaśpiewamy:
"Wszystkiego najlepszego!"

~ Niepozorna Romantyczka

Droga Inimitable!
Sto lat sto lat sto lat!!! <3
Z okazji Twoich urodzin, chciałabym Ci życzyć wszystkiego najlepszego!
Nie znam Cię w realu, ale z niektórych naszych rozmów, mogę wywnioskować, że jesteś naprawdę miłą, zabawną, optymistyczną i wesołą osobą. Życzę Ci, abyś taka już pozostała! :)
Niechaj z Twej twarzy nigdy nie schodzi uśmiech, a każdy dzień jest powodem do radości!
Życzę dużo zdrowia, szczęścia, radości i miłości w życiu, które nam wręcz czasami są niezbędne!
Znajdź swoją drugą połówkę i ciesz się życiem, bo w końcu stuknęła Ci 18! :D
Jako, że poznałam Cię dzięki Twoim cudownym blogom, to nie mogę nie napisać, że życzę Ci samych sukcesów pisarskich i żebyś kiedyś wydała jakąś książkę. Zyskasz wtedy jeszcze większe grono czytelników! :D
Niech otaczają Cię sami przyjaciele, którzy codziennie będą Ci przypominać, że jesteś wspaniałą osobą!
Niechaj wszystkie Twoje marzenia się spełniają! :D
I na koniec życzę Ci, żebyś te urodziny zapamiętała na zawsze! :)
A na koniec wierszyk ;3
Dzisiaj same wesołe miny
No bo to Twoje urodziny!
A więc szalej, świętuj z nami!
Twoimi wszystkimi wiernymi fanami!
Baw się długo, uśmiechaj szeroko,
A w swych celach sięgaj wysoko!
Prezentów dużo miej,
Z niepowodzeń się śmiej.
Tort niech będzie smakowity
No i szampan cały wypity!
Nie żałuj swych decyzji, poznaj urok młodych lat!
Niechaj każdy dzień będzie szczęściem, a radością cały świat!
Na koniec życzę spełnienia marzeń!
I cudownego życia, z dużą ilością wrażeń!

~ MiLka Ratliff

Droga Inimitable...

Rośnij duża, dzielna, zdrowa,
W 100% procentach odlotowa.
Nie zaglądaj do kieliszka,
Bo ci będzie grała kiszka.
Teraz coś dla Twojej główki,
By nie było z niej makówki:
Śmiej się dużo, ucz się mało,
Na klasówkach ściągaj śmiało.
Bądź pomocna jak komputer,
Szybka jak japoński skuter.
Sympatyczna jak maskotka
i słodziutka jak szarlotka.
Te życzenia są dla Ciebie,
byś czuła się jak W SIÓDMYM NIEBIE!

Okeej, musiałam :D A teraz już by myself i w pełni poważnie xD

No więc nasza droga wariatko, chciałabym życzyć ci … najprościej byłoby napisać czego sobie zapragniesz, ale ja nie dostałam limitu więc się rozgadam :D

Życzę Ci dużo zdrowia [mam wrażenie, że nadal chorujesz ( nie że psychicznie, po prostu Luli nie odzyskałam xD Ja się MARTWIĘ! :P ) ], żebyś nie musiała przechodzić tego co w wakacje :) Dużo cierpliwości do … do naszych mózgów, do nauczycieli którzy cisną was jak maturzystów (czujesz ten sarkazm? xD), wytrwałości zarówno prywatnie, jak i w naszych internetach, a głównie na bloggerze :D Życzę Ci dużo uśmiechu, śmiechu i głupawki, bo jak powszechnie wiadomo śmiech to zdrowie, a mam wrażenie że przy naszych konferencjach czasami można po prostu płakać od nadmiaru śmiechowych wrażeń xD Dużo, ale to dużo weeeny i dużo czasu, bo wiem, że teraz bardzo ci go brakuje :) Zdecydowania, abyś podjęła jakże ważną dla ciebie decyzję co chcesz dalej w życiu robić :) Dużo sprytu, pokładów dobrej energii i wspaniałych przyjaciół :)

Życzę ci również super hiper mega seksownego i inteligentnego chłopaka, czyli krótko mówiąc miłości, bo nadaje ona życiu nowe barwy :) Jak już jesteśmy w temacie, to oczywiście nie mogłabym ci nie życzyć świetnego partnera na studniówkę! Jak partnera, to i świetnej zabawy do białego rana! :)

Miej swoją sweetaśną imprezkę urodzinową, idź na koncert The NBHD (ja wiem, że chcesz :D ), leć na księżyc i spełnij swoje najskrytsze marzenia :)

Czego mogę Ci jeszcze życzyć...?

Stu lat życia, słodkich dzieciaczków ( tylko wiesz, nie szalej xD Wszystko w swoim czasie xD ), zajebiaszczego domku i tytułu magistra :D

Zdanej matury no i prawka! :D Oraz odlotowej bryki xD

Tak wql to masz już osiemnaście lat! Aż się łezka w oku kręci.... One tak szybko dorastają :'(

Jakbym mieszkała w Wawie to wyściskałabym cię i dała symbolicznego kopniaka na szczęście w życiu :D Ale nie mieszkam, więc śle Ci te internetowe życzenia, no i moc uścisków kochana! :*

To wszystko, chyba...

PODSUMOWUJĄC...

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ZUZA! ♥

P.S. Jeśli jeszcze się nie zorientowałaś, albo Niewi nie napisała od kogo są te życzenia, pisałam to ja. Anabell Fray, nazywana również Ann xD
Happy birthday! ♥

~ Ann

Dobra teraz moja kolej tego zwariownego zgreda który wpadł na ten GENIALNY pomysł :D
Byłoby więcej ludu ale trochę za późno na to wpadłam na to i nie miałam czasu ściągnąć większej ilości niesamowitych ludzi którzy wymyśleliby lepsze życzenia niż ja :)

Ale dobra jedziem z tym koksem

Droga In! Piękności moja czemuś ty nie jest już taka młoda? Osiemnastka ci stuknęła teraz impreza co niedziela ;) Matura w tym roku, zołza okrutna będzie cię nękać do maja ehh ty biedna. Powiedzmy sobie szczerze poeta ze mnie żaden ale liczy się to co z serca nie powiedziane żartem (boże bez komentarza)

Chcę żeby na twojej ślicznej buzi zawsze był uśmiech, żebyś wierzyła w siebie i swoje możliwości. Była pewna swoich wyborów i przyszłości. Rób wszytsko tak jak mówi ci serce. I nie rozmyślaj zbyt długo bo to zbyteczne. Jesteś młoda (w teori starucho :P) i ciesz się tym póki możesz. Jestem absolutnie przekonana że udźwigniesz to co ci szykuje los...
Matury zdasz zadowalająco. Dostaniesz się na studia. Bedziemy razem chodzić na imprezy, i na kawę w przerwach od wkładów. Nie zapomnimy o sobie i nie stracimy kontaktu. Zrobimy wjazd na chatę Ann, która będzie miała tygrysa za szklaną ścianą i Koreańczyków jako sąsiadów. Szczęśliwie się zakochasz i na ślub zaprosisz (OBOWIĄZKOWO BO SIĘ OBRAŻĘ) będziesz miała gromadkę uroczych szkrabów, którymi będę się od czasu do czasu zajmować :D
Nie rób wiochy i obejrzyj ze mną Pottera, Władcę Pierścieni i Star Warsy - tyyyyyle godzin oglądania że wrośniemy w kanapę.
Tworzyć coś z tobą to prawdziwy zaszczyt i cieszę się że się na to zgodziłaś. Czekają nas teraz trudne czasy, życie w klasie maturalnej i na studiach to nie przelewki ale razem przetrwamy, jesteś silniejsza niż ja i wiem że nie odpuścisz :D
Wiem, że może to nie jets nic specjalnego ale regułek w stylu zdrowia, szczęścia pomarańczy niech ci facet nago tańczy już tyle powiedziałam, że mi się to po prostu znudziło :D
Dobra to już naprawdę wszytsko...
Loffciam cię cieciu i mam nadzieję że ci sie podoba niespodzianka <3
A i jedź do tego USA naucz się surfować, ale wróc i nie zostawiaj mnie na długo ;( bo będę cholernie tęsknić. Mówiłam ci że jesteś jak powiew świerzego powietrza dla mnie bo nie łączysz się w żaden sposób ze sprawami które mnie ranią i bolą <3
Spełniaj marzenia <3
CHCIAŁABYM ZOBACZYĆ TWOJĄ MINĘ TERAZ I TO NIE TYLKO JA ANN TEŻ :D I INNI :)

~ Niewi

Tortu starczy dla każdego - chyba :D




piątek, 5 września 2014

Rozdział 12

Osobiście chcę to zazdedykować wszytskim tym którzy rozpoczęli rok szkolny, dacie radę misie macie moje duchowe wsparcie :D Niech rozdział będzie dla was jeszcze większym powodem do radości z wyczekiwanego piąktu :P Główne motto "Byle do piąku" powraca :D
Ale chce wyróżnić oczywiście Ann, Wierną, MiLkę, Żelka - za rozmowy na GG oraz Anie i Gosix - które znam osobiście za rowerową wycieczkę :) i to że was zaraziłam A&A i R5 <3 ~ Niewi

*Narrator*

Rydel, Ell oraz Ryland byli zaskoczeni widokiem ich przyjaciółki, która miała smutek wymalowany na twarzy. Wydawało im się, że ujrzeli w jej oczach łzy, ale nie byli tego pewni, ponieważ padało i kobieta szybko ich wyminęła nie dając im nawet szansy na odpowiedzenie na jej 'cześć'. Weszli do domu, by bardziej nie zmoknąć, i znaleźli się w holu, gdzie zaczęli się rozbierać z mokrych butów i kurtek. Blondynka kątem oka spojrzała w stronę salonu, gdzie znajdował się jej młodszy brat.
Ross stał nieruchomo. Siostra widziała jego prawy profil. Patrzył beznamiętnie w ogień. Przyglądał się jak języczki płomieni liżą drewno pochłaniając je doszczętnie. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. W jego oczach panowała... pustka. Jakby coś z niego uszło.
Coś jest nie tak, pomyślała Rydel i weszła do salonu wraz z Rylandem oraz Ellem.
-Cześć Ross, co tu robiła Laura? - spytała, a blondyn nawet nie drgnął. Nie odrywał wzroku od ognia.
-Przyszła porozmawiać - odparł rzeczowo. W jego głosie nie było słychać gniewu, rozczarowania, smutku czy radości. Było ono pozbawione emocji.
Blondynka zmarszczyła brwi zaniepokojona.
-O czym?
-Przyszła przeprosić.
Odpowiedź zdziwiła całą trójkę, ale pozytywnie.
-To świetnie, w takim razie wszystko wróci do normy - odparł zadowolony Ratliff.
-Nie - zaprzeczył stanowczo blondyn.
To słowo i ton wybiły Ella z rytmu. Tego się nie spodziewał.
-Dlaczego 'nie'? - spytał Ryland unosząc brwi zaskoczony.
Ross wzruszył ramionami i w końcu spojrzał na nich.
-Nic nie wróci do normy. Nie ma już 'normy'. Nie widzicie tego? Ona zniknęła cztery lata temu z momentem, gdy Laura wyjechała. Nie wrócimy do tego, co było. To nierealne. Jesteśmy inni, dojrzalsi. Przeżyliśmy wiele, zmieniliśmy się. Nie jesteśmy tacy jak wtedy. Nie ma naszej 'normy'. Ona jest ułudą, która zamydla nam oczy. Nic nie będzie takie samo. Nie cofniemy czasu. Nie powrócimy do czasów sprzed czterech lat czy ostatniego miesiąca. I nie cofniemy naszych uczynków. Nie zrobimy tego, bo nie ma takiej opcji. Tak jak nie ma już naszej 'normy' - powiedział Ross z wyraźnie zdeterminowanym i przejętym głosem.
Pokiwał szaleńczo głową jakby chciał o czymś zapomnieć i chwycił jakieś gazety oraz papiery i wrzucił je do kominka. Chwilę patrzył jak ogień je pożera, a potem szybkim krokiem poszedł na górę zostawiając w salonie zupełnie zszokowanych i zdekoncentrowanych jego zachowaniem przyjaciół.

*Laura*
Po moim przyjściu do domu, wyjaśniłam na szybko Rikerowi, że pogodziłam się z siostrą, ale o Rossie nic nie wspominałam. Jeszcze by mu coś powiedział i wywiązałaby się kłótnia. Blondyn był skory do zostania u mnie dłużej, ale kulturalnie wypchnęłam go za drzwi mówiąc, że jestem zmęczona. Umyłam Toby'ego i położyłam go spać, a potem sama wzięłam kąpiel i, przebrana w piżamę, rzuciłam się na łóżko. Dopiero leżąc uświadomiłam sobie, że żadnej czynności nie poświęciłam uwagi, robiłam to jak robot. Teraz patrząc w sufit i analizując przebieg dzisiejszego dnia mogłam stwierdzić, że przyczyną mojego „wyłączenia” była rozmowa z Rossem. 'Musisz się postarać' - te słowa i jego nie wyrażająca uczuć twarz nie mogły mi wypaść z głowy, miałam ten obraz przed sobą. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Zawsze ja musiałam się starać. Kiedy on ganiał za dziewczynami, ja szłam w odstawkę. Musiałam go prosić kilkakrotnie o spotkanie, robiłam to, bo byliśmy przyjaciółmi, a mnie zależało na tej relacji. 
Starałam się, żeby nie stracić z nim kontaktu. W dniu, kiedy go poznałam, już wiedziałam, że będzie on dla mnie ważną osobą, taka kobieca intuicja. Pamiętam to dokładnie, zupełnie jakby się zdarzyło wczoraj...
Poszłam przejęta na casting. Nie był on moim pierwszym, ale denerwowałam się jak zwykle. Podczas oczekiwania, siedziałam na krześle i patrzyłam na swoje trzęsące się dłonie. Usidła wtedy obok mnie Stormie. Zapytała się czy przyszłam na casting, a ja pokiwałam twierdząco głową. Wtedy powiedziała mi dumnym głosem, że jej syn też przyszedł i, że właśnie na niego czeka. Kiedy mnie wywołali, spojrzałam przerażonym wzrokiem na drzwi, w których stała szczupła blondynka z listą. Wtedy poczułam jak ktoś ściska moją dłoń. To była Stormie. Powiedziała, że dam sobie radę i uśmiechnęła się do mnie promiennie. Dodała mi wtedy odwagi. Wstałam i pewnym krokiem weszłam do sali. Okazało się, że mam zagrać przykładową scenkę z Rossem. Kiedy go zobaczyłam, zawstydziłam się trochę, bo był naprawdę przystojny. Zagraliśmy bez problemu i razem opuściliśmy salę. Gdy wyszliśmy powiedział, że bardzo dobrze mi poszło i ma nadzieję, że dostanę tę rolę, bo uważa, że idealnie do niej pasuję. Podziękowałam mu serdecznie i pożegnałam się. Zobaczywszy Stormie podeszłam do niej i oznajmiłam, że jej gest dodał mi odwagi. Wtedy ktoś za mną powiedział, że jego mama pomaga najlepszym. Za mną stał Ross, zawstydziłam się widząc jego uśmiech. A mama go skarciła mówiąc: 
-Ross przestań zawstydzać te dziewczyny, nic tylko do każdej się tak słodko uśmiechasz.
A on wtedy odpowiedział:
-Mamo, nie do każdej. Tylko do tych, z którymi chce się zakolegować. Prawda Laura? - zapytał, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia, bo nie sądziłam, że mógłby znać moje imię. Chwilę później, już odchodzili, ale oboje pomachali mi na pożegnanie. Miałam wtedy głęboką nadzieję, że jeszcze się spotkamy. 
I spotkaliśmy się, dostaliśmy główne role w serialu. Dzięki temu zbliżyliśmy się do siebie i zostaliśmy przyjaciółmi. Stormie towarzyszyła nam cały czas na planie. Wtedy stwierdziłam, że jeśli będę miała dzieci chciałbym być taka mamą jak ona. Potrafiła ogarnąć czterech, a miejscami pięciu, dorastających chłopaków i jedną dziewczynę. A każdego przyjaciela swoich dzieci traktowała jak kolejne dziecko. Mówiła, że jesteśmy jak rodzina. Jednak kiedy podrośliśmy i byłam z Vanessą stałą bywalczynią w jej domu, stanęła na środku salonu i uroczyście powiedziała: 
-Chciałabym żebyście kiedyś z Vanessą stały się pełnymi członkami mojej rodziny. Słyszeliście chłopcy? - dodała i spojrzała znacząco na synów, którzy popatrzyli na siebie zszokowani, a ja z siostrą wybuchnęłyśmy śmiechem. 
Kiedy jakiś czas później, przez zwykły zbieg okoliczności, zobaczyła klęczącego przede mną Rocky'ego, który sięgał do kieszeni. Zawyła z zachwytu i zwołała cały dom. Potem patrzyła w oczekiwaniu na swojego syna. A gdy ten wstał i zaczął tłumaczyć, że spadła mu na podłogę kostka od gitary i zwyczajnie ją podnosił, nie chciała mu uwierzyć. Dopiero kiedy ją oboje zapewniliśmy i okazaliśmy zgubę, uwierzyła i posmutniała. Zrobiło mi się jej wtedy bardzo żal. Tego samego dnia wieczorem przypomniała synom swoje życzenie i spojrzała na nich groźnie.
Na wspomnienie tej cudownej kobiety, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Uświadomiłam sobie, że tęsknię za nią. Muszę przekonać Lynchów, żeby ją jakoś ściągnęli do siebie. Chcę jej zrobić niespodziankę. Ciekawe jak ona zareaguje na Toby'ego. Rozmyślając nad tym zasnęłam.
Obudziłam się, sama z siebie o 6. Czułam się wypoczęta i szczęśliwa, wszystko zasługa wspomnieniom z Stormie. Ponieważ miałam jeszcze sporo czasu wstałam, umyłam się, przebrałam w krótkie spodenki i bokserkę. Włosy związałam w kucyka, a z szafki wzięłam słuchawki i telefon. Puściłam sobie swoją playlistę i tanecznym krokiem zeszłam na dół. Odbębniałam swoje wygibasy na środku salonu, kiedy zorientowałam się, że czegoś mi brakuje. Poszłam ,więc do schowka i porwałam Bena. Jego szarawe już włosy opadały na jego cienką czerwoną szyję, kiedy obróciłam go „twarzą” do góry. Stwierdziłam, że wygląda bardzo przystojnie. Po skończonej piosence ukłoniłam się i ostawiłam go na bok, żeby zaprezentować mu swoją solówkę. Wszystko szło świetnie dopóki nie trąciłam stolika, który z hukiem przewrócił się na podłogę. Zamknęłam oczy, wyjęłam słuchawki z uszu i nasłuchiwałam. Jednak nie usłyszałam żadnego dźwięku, który wskazywałby na obudzenie mojego dziecka. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam groźnie na Bena.
-To twoja wina, mogłeś mnie trochę bardziej przekonać do wspólnego tańca - szepnęłam oskarżycielsko.
Zabrałam go więc do kuchni i zajęłam się przygotowywaniem śniadania. Pokrojone owoce dla Toby'ego w pudełko i butelka z dzióbkiem. Sobie przyszykowałam kanapkę i kawę w kubek termiczny. Kiedy wszystko już było gotowe, beztrosko spojrzałam na zegarek i zaraz krzyknęłam, była 7:20. Szlag! Pobiegłam na górę i szybko obudziłam synka. Poprosiłam go, żeby się pośpieszył i ubrał, a ja pędem ruszyłam do swojej sypialni. Nie zdążę wyprasować koszuli! Wybrałam jakąś w miarę wyglądającą bluzkę i czarne rurki, bo one pasują do wszystkiego. Kiedy zeszłam na dół, Toby na szczęście już skończył śniadanie i pobiegł na górę po swoje rzeczy, ale zegar niemiłosiernie wskazywał dalej 7:20...
Zaraz... co?! Przypatrzyłam się uważnie i wskazówka nie poruszyła się nawet o milimetr. Wyjęłam telefon z kieszeni, a na zegarku była 7:00. 10,9,8,7,6,5,4,3,2,1. I głęboki wdech. Cholerny zegar! Chyba zainwestuje w nowy, bo ten wylądował na mojej czarnej liście. Usiadłam przy stole, żeby zjeść i właśnie podnosiłam kanapkę do ust, kiedy zadzwonił dzwonek. Olałam go i wgryzłam się w moje śniadanie. Jednak odezwał się ponownie, więc zła podniosłam się i z pełnymi ustami poszłam otworzyć. Na zewnątrz stał uśmiechnięty Ell, wpuściłam go do środka i wróciłam do jedzenia.
-Cześć - powiedział i stanął rozglądając się z zaciekawieniem - Chyba ci się zegarek popsuł - stwierdził po chwili, a ja zgromiłam go wzrokiem - Uuuu widzę, że coś nie w humorze jesteś - zaśmiał się.
-Jakbyś wstał o 6 i zadowolony robił wszystko powoli, potem nieogarnięty popatrzył, że jest już 7:20. Pędem wszystko nadrabiał i wściekał się, że nie zdążysz, a tu się okazuje, że jest dopiero 7:00 to też byś nie miał humoru - odpowiedziałam.
-To coś ty robiła od 6 rano? - zapytał, a ja zaczęłam z zainteresowaniem oglądać sufit. On natomiast rozejrzał się jeszcze raz i po chwili powiedział ze śmiechem:
-Widzę, że Ben poszedł w ruch.
-Jakoś tak wszyło - odpowiedziałam. - Co cię do mnie sprowadza? - zapytałam chcąc zmienić temat.
-Chciałem się z tobą zabrać do pracy - odpowiedział, a widząc mój zdziwiony wzrok dodał - Nie chcę jechać z Lynchami, a jak pojadę z tobą to zawsze jedno miejsce więcej do parkowania.
-Stało się coś?  
Ratliff westchnął ciężko.
-Cześć wujek - przywitał się Toby schodząc po schodach i trąc przy tym oczy ze zmęczenia. Mężczyzna spojrzał w jego stronę.
-Cześć, zmęczony? - spytał uśmiechając się pod nosem.
Chłopczyk pokiwał twierdząco głową.
-Mama nie dała pospać, co? - spytał i zmierzwił przy tym włosy jego blond włosy.
Toby natychmiast zmarszczył nos i zaczął poprawiać swoje kosmyki.
-Co wy macie z tym czochraniem mojego synka po głowie, co? - spytałam rozbawiona, podeszłam do mojego dziecka i poprawiłam mu fryzurę tak, że szkrab uśmiechnął się zadowolony.
Ell patrzył na tą wymianę ruchów będąc wyraźnie nimi oczarowany. Były one pełne miłości.
-Kto?
-Ty i Riker. Obydwaj tak robicie Toby'emu.
-Najwyraźniej mamy ten sam sposób droczenia się z nim.
-Och, mój biedny rycerz - powiedziałam z troską całując synka w główkę.
-Rycerz? - spytał Ell nie rozumiejąc.
-Rycerz. W lśniącej zbroi na białym koniu.
-Aaa rozumiem. Twój książę z bajki - odpowiedział z uśmiechem brunet.
-Dokładnie - odwzajemniłam jego gest, a po chwili spojrzałam na zegarek - Zbierajmy się - zadecydowałam i poszłam do kuchni szybko posprzątać po posiłku.
Po pięciu minutach Toby stał przed drzwiami wejściowymi z zapakowanym plecakiem, który miał na plecach, i grał z Ellem w jakąś rymowankę, którą dopiero co nauczył mężczyznę. Natomiast ja dopakowałam się do końca, chwyciłam granatowy sweterek i szybkim krokiem przebiegłam salon podbiegając do przyjaciela i syna.
-Możemy iść.
-Nigdy nie zrozumiem jak można biegać w butach na obcasie i nie skręcić przy tym kostki - wyznał Ratliff patrząc na mnie powodując, że wybuchłam śmiechem.
-Wielu rzeczy nigdy nie zrozumiesz - oznajmiłam z uśmiechem drocząc się z nim i wyszliśmy z domu.
Samochodem ruszyliśmy po chwili będąc w dobrym humorze. W radio leciała piosenka, którą bardzo lubiłam, ale to jeszcze z dzieciństwa. Na początku zaczęłam pomrukiwać i nucić początek melodii, a później śpiewałam pod nosem tekst. Ellington spojrzał najpierw na kobietę, a potem na Toby'ego, który uśmiechnął się do niego szczerze. Brunet odwzajemnił jego gest i nagle dołączył się śpiewem do mnie. Wysokim głosem. Zaskoczona spojrzałam przelotnie na przyjaciela, bowiem prowadziłam samochód i nie chciałam stracić wzroku z jezdni. Zaśmiałam się pod nosem, a Ell nadal bawił się i modulował głos dla zabawy. Zaczął wybijać rytm i klaskać, jak to na perkusistę przystało, aż w końcu dołączyłam się do zabawy i obydwoje zaczęliśmy się wygłupiać. Toby patrzył na nas i szczerze się śmiał. Ratliff zachęcał młodego, by dołączył się do śpiewu i po chwili we trójkę śpiewaliśmy piosenkę, a Toby jakieś poszczególne słowa.
Tak śpiewając dojechaliśmy do przedszkola Toby'ego.
-Zaraz przyjdę - powiedziałam i wraz ze swoim synkiem wyszłam z auta kierując się w stronę przedszkola.
Po paru minutach wróciłam i wraz z Ellem ruszyliśmy do pracy. Jadąc samochodem słuchaliśmy muzyki, ale w końcu wyłączyłam radio i na czerwonym świetle spojrzałam na przyjaciela.
-Co się stało?
-Czemu uważasz, że coś się stało?
-Ell... Przyszedłeś do mnie o 7, by pojechać ze mną autem, zamiast jechać z Lynch'ami jak to robisz od lat. Hmm... No sama nie wiem czemu mi to wpadło do głowy - powiedziałam sarkastycznie, ale z lekkim uśmiechem.
Brunet westchnął, a ja ruszyłam samochodem na zielonym.
-Nie mam ochoty patrzeć jak Ross i Riker sobie dogryzają.
-Nadal się nie pogodzili?
-Nie i w najbliższym czasie się na to nie zapowiada - wyznał, a ja westchnęłam cicho. Czułam, że to jej wina, że bracia ze sobą nie rozmawiają i się kłócą.
-Ale jest coś jeszcze, prawda? Bo nie uwierzę, że tylko dlatego wstałeś wcześniej, żeby przyjść do mnie tak rano.
-Ech...
-No...?
-Rydel...
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Tak myślałam.
-Ona mnie praktycznie nie zauważa! Mógłbym dać jej gwiazdkę z nieba, a ona tylko podziękuje i podziękuje mi, że jestem świetnym przyjacielem. Co to ma być? Lau, co ja mam robić?! - spytał wyraźnie zdruzgotany.
Kątem oka spojrzałam na niego.
-Walczyć.
-Niby jak?
-Mówiłam ci, musisz jej udowodnić, że nie chcesz być tylko i wyłącznie jej przyjacielem.
-Ale gdy próbuję, to ona tego tak nie odbiera.
-To może musisz się bardziej postarać?
-Powoli nie mam już siły...
-Mówisz, że się poddajesz?
-Nie, ale jak tak dalej pójdzie to...
-To co? Odpuścisz? Dasz innemu szansę? Pozwolisz, by twoje marzenie uciekło ci sprzed nosa? - pytałam, a moje ręce trzymane na kierownicy zaczęły się powoli trząść.
Ell zdał sobie z czegoś sprawę i od razu westchnął.
-Lau, przepraszam...
Machnęłam ręką.
-W porządku - westchnęłam i zatrzymałam auto na parkingu przed budynkiem liceum - Mówię tylko, że powinieneś walczyć, bo może być za późno.
-To co proponujesz?
-Może po prostu powiesz jej co do niej czujesz? - zaproponowałam, a brunet uniósł wysoko brwi.
-Zwariowałaś? Prędzej mnie wyśmieje albo, co gorsze, powie, że nie czuje tego samego - powiedział z lekka przerażony.
-Czasem trzeba zaryzykować, żeby się przekonać. Nie sądzisz? - spytałam retorycznie unosząc jedną brew i wysiadłam z auta.
-Sam już nie wiem... - Ratliff powiedział opuszczając samochód.
-Pomyślimy o tym jeszcze, dobra? Teraz chodź, bo zaraz się spóźnimy - zauważyłam i oboje ruszyliśmy w stronę liceum.

*Narrator*
W tym samym czasie na parking wjechali Lynch'owie.
-Wstawać chłopcy! Do pracy! - zawołała Rydel, by obudzić swoich śpiących braci.
-Nie chcę tam iść... - jęknął Ryland.
-Chcę do łóżka... - stęknął Rocky.
-Spać... - dodał Ross.
-Mówię serio, wstajemy - powtórzyła siostra.
Riker wyciągnął się i wyjrzał przez okno. Zauważył przez nie Laurę i Ella, którzy szli w kierunku szkoły, gdy zobaczył jak brunetka się uśmiecha, jego kąciki uat także uniosły się do góry i szybko wyszedł z auta, a raczej z niego wypadł. Wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni.
-Widzicie? On się obudził, idziemy! - Rydel ponaglała braci.
Riker podbiegł do Laury od tyłu i zakrył jej oczy.
-Och, kto to? - spytała z uśmiechem.
-Mała podpowiedź: Grubas z rodziny Lynch.
-Ej, nie jestem gruby - blondyn się oburzył i odkrył oczy brunetki. Kobieta obróciła się w jego stronę.
-Witaj.
-Witaj - odpowiedział z uśmiechem, a Laura go pocałowała na przywitanie.
-Okay, okay. Rozumiem, że nie widzieliście się od wczoraj, ale tu są dzieci - przypomniał Ell czym rozbawił parę.
-Ratliff, daj spokój - poprosił z uśmiechem.
-Bo ci ją porwę - zagroził brunet.
-Nie odważysz się.
-No to patrz - powiedział i pociągnął Laurę w stronę liceum.
Marano śmiała się szczerze, a Riker ruszył za nimi i we trójkę wpadli do budynku zupełnie jakby byli nastolatkami.
Ale niestety tak nie jest. Zapowiada się dzień pełen pracy

* * * * *

*Laura*
Weszłam uśmiechnięta do swojej sali.
-Dzień dobry - zawołali chórem uczniowie.
-Dzień dobry - odpowiedziałam wesoło - Rozgrzani? - zapytałam po sprawdzeniu listy. Zobaczyłam, że przeczą głowami, więc poprosiłam, żeby wstali i robili to, co ja. Bo przecież w lekcjach śpiewu istotne jest rozgrzanie głosu...
Została minuta do dzwonka, zapytałam się czy ktoś chce za tydzień na zajęciach zaprezentować nam jakąś piosenkę, ale nikt się nie zgłosił. Będę musiała ich jakoś przekonać. Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli mówiąc "Do widzenia pani Marano". Uśmiechnięta wyszłam na korytarz, żeby sprawować dyżur. Co prawda u nas w szkole uczy się młodzież mając około 16 lat, ale nawet im czasami wpadnie jakiś 'genialny' pomysł. Podeszłam do parapetu i oparłam się o niego tyłem.
Młodzież spacerowała po korytarzach, śmiała się i wygłupiała. Jak tak na nich patrzyłam to przypomniałam sobie stare dobre czasy, gdy ja tak przechadzałam się z moimi przyjaciółmi wśród murów tej szkoły. Westchnęłam i uśmiechnęłam się na tamto wspomnienie. To niewiarygodne, że nawet zapach unoszący się w powietrzu nie zmienił się od tylu lat. Kurz i stęchlizna. Pewnie nadal pracuje tu ta sama osiemdziesięcioletnia woźna, która jest uczulona na kurz i nie może go wycierać... Tak, zatrudnienie takiej osoby miało sens.
Zanim się obejrzałam przerwa powoli dobiegała końca. Nagle zauważyłam Drewa, który kierował się w moją stronę.
-Cześć - powiedział na przywitanie.
-Cześć - odpowiedziałam - jak tam zajęcia?
-Dobrze, dzisiaj mam dzień z walcem, już po korytarzach chodzę w ich rytmie - odpowiedział śmiejąc się.
-To dobrze, pilnujesz, żeby nie stracić rytmu.
-No... A ty? Umiesz tańczyć walca?
-Chyba nie... - odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
-To może w końcu przyjmiesz moją propozycję i cię nauczę? - zaproponował patrząc na mnie ze szczerym uśmiechem.
W sumie rozmyślałam nad tym dzisiaj, ale nie powinnam. Jestem z Rikerem i to mogłoby być niestosowne wobec niego, a Drewa dopiero co poznałam...
-Może kiedyś - popatrzył na mnie zagadkowym wzrokiem - Mam swoje zajęcia i jest dopiero początek roku szkolnego. Nie mam jeszcze stałych godzin, a dodatkowo wchodzi odbieranie syna z przedszkola do określonej godziny. Na razie będę ćwiczyć w samotni. Ale w razie czego zgłoszę się do ciebie - zakończyłam swój wywód promiennym uśmiechem.
I wtedy znów zadzwonił dzwonek. Kolejna lekcja.
Drew pożegnał się i specjalnie tanecznym krokiem udał się do swojej sali, zatrzymując się przy wejściu, żeby mi się ukłonić. Obdarzyłam go bezgłośnymi brawami i poszłam na lekcję gry na fortepianie.

* * * * *

*Narrator*
Koniec lekcji. Można w końcu odetchnąć. Uczniowie poszli do domów albo zostali na zajęcia dodatkowe lub zostali, by udoskonalać swoje możliwości. Laura zebrała wszystkie swoje dokumenty i skierowała się do wyjścia. Idąc korytarzem dostała nagle smsa:
"To o której dzisiaj? Van."
Szybko na niego odpisała.
"Za niecałą godzinę u mnie."
Wysłała i poszła na parking, bo musiała pojechać odebrać syna. Jednak gdy wyszła na świeże powietrze, zobaczyła Lynch'ów i Ella przy ich samochodzie. Rydel ujrzała ją kątem oka i pomachała, by do nich przyszła. Brunetka praktycznie nie widziała ich dzisiaj, oprócz Ratliffa i Rikera, więc podeszła do przyjaciół z uśmiechem na twarzy.
-Hej - przywitała się z blondynką i dały sobie całusa w policzek.
-Witaj! - powiedział Ryland i tak samo przywitał się z kobietą.
Marano ucałowała także Rocky'ego i podeszła do Rossa, który skrzyżował ramiona. Wspięła się odrobinę na palcach i pocałowała go w policzek. Jednak to było co innego. Wszyscy odwzajemniali jej gest, a blondyn po prostu się nadstawił. Jakby robił jej łaskę, że się z nią wita.
-Cześć - powiedział beznamiętnie dając jej do zrozumienia, że na tym kończy się ich powitanie.
Brunetka odsunęła się od niego udając, że nie zauważyła żadnej różnicy i, aby przyjaciele też tego nie dostrzegli.
-A ja? - spytał zawiedziony Riker.
-Ja się już z tobą dzisiaj witałam - uśmiechnęła się lekko.
-Jak wam minął dzień? Bo ja myślałam, że umrę... Niektórzy z tych iczniów naprawdę mnie wkurzają. Mówię im co mają robić, a oni nadal swoje... Ugh... - powiedziała Rydel i na samo wspomnienie się zirytowała.
-Moi tak samo. Mam zdecydowanie na małą różnicę wieku - stwierdził Ryland.
-U mnie byli spokojni i zdychali, ale to dlatego, że duża część z nich była po twoich zajęciach, Ross, i nawet mówili, że u ciebie lekcje są ciekawe, ale bardzo wyczerpujące - zauważył Ell z uśmiechem.
Laura podeszła do Rikera, a ten objął ją ramieniem.
-Naprawdę? - spytał najstarszy pozytywnie zaskoczony.
-Tak, tym razem nie żartuję - zapewnił Ratliff.
Wszyscy się zaśmiali.
-To co ty im robisz? Szturmujesz? Pompki im każesz robić jak w wojsku? - Laura spytała z uśmiechem.
Ross spojrzał na brunetkę.
-Nie jestem tyranem - odpowiedział, a wszyscy unieśli brwi zaskoczeni.
-Wcale tego nie powiedziałam - powiedziała spokojnie.
-Po prostu się rozciągają i ćwiczą. To taniec. Muszą mieć kondycję - podsumował blondyn i oparł się tyłem o auto.
Wszyscy spojrzeli na Rossa z zagadkową miną oprócz Laury, która spuściła wzrok na ziemię.
-Nie wiedziałam, że jest z ciebie taki ostry trener, braciszku - zaśmiał się Ryland i trącił jego ramię.
-Tak wyszło - odpowiedział z uśmiechem.
-Co dziś robisz? - Rik spytał Laurę.
-Vanessa do mnie dziś przychodzi.
-Van? - spytał Rocky patrząc na przyjaciółkę.
-Tak, chcemy pogadać - odpowiedziała wtulając się w ramiona swojego mężczyzny.
Brunet wraz z Rossem spojrzeli po sobie wspominając ich wczorajszą rozmowę ze starszą Marano.
-Co jest? - spytała Laura widząc jak wymieniają między sobą spojrzenia.
-Nic - odparł chłodno blondyn. 
Brunetka, aż się wzdrygnęła słysząc ten ton.
-Ross... - zaczął Riker zaciskając zęby.
-Czego?
-Może grzeczniej?
-A może zajmiesz się sobą?
-Słuchaj, bo zaraz...
-Rik... - Lau dotknęła ramienia starszego blondyna dając mu do zrozumienia, by odpuścił. Blondyn spojrzał na nią i odetchnął próbując się uspokoić - A wy co dziś robicie? - spytała zmieniając temat.
-Ja nie wiem jak chłopaki, ale ja idę na zakupy. Głównie idę do tego sklepu z płynami do wanny, bo muszę się jakoś zrelaksować - wyznała Rydel. 
-Polecam ten sklep na rogu Beverly Blvd, są tam świetne musujące kulki i takie olejki, które, jak użyjesz, powodują, że odpływasz. Ja normalnie przy tym tak odpoczywam, że zapomin...
-A ty nie powinnaś już iść? Jeśli dobrze pamiętam to masz dziecko do odebrania, a jak będziesz tu tak stać to ci jeszcze przedszkole zamkną - zauważył oschle Ross patrząc na brunetkę oskarżycielsko.
Laura spojrzała na niego zaskoczona.
-Ross... - syknęła Rydel, a Marano poczuła jak mięśnie Rikera się napinają ze złości.
-Wiecie... On ma racje. Lepiej już pójdę - powiedziała zmęczona rozmową.
-Lau... 
-Zdzwonimy się - przerwała najstarszemu i pocałowała go przelotnie w usta. Odwróciła się i zobaczyła Ella
-Podwieźć cię? - spytała.
Ratliff spojrzał na Rossa i stwierdził, że nie ma ochoty z nim dzisiaj wracać ze względu na jego humorki.
-Jasne - uśmiechnął się, pożegnali się machnięciem ręki i ruszyli do samochodu.
Gdy wsiedli do auta, brunetka oparła czoło o kierownicę.
-Co mu odbiło? Zachował się wobec ciebie jak... palant.
-Daj spokój.
-Słucham? Nie słyszałaś jak się do ciebie odzywał?
-Słyszałam, Ell - odpowiedziała podnosząc na niego wzrok
-Ale odpuść - powiedziała i ruszyła. Brunet patrzył na nią z niedowierzaniem.
-Dobra, jak chcesz.
Laura prowadziła samochód w milczeniu.
-Muszę się tylko postarać - szepnęła do siebie.
-Co? 
-Nic - odpowiedziała niemal natychmiast.
Resztę drogi do przedszkola spędzili w milczeniu. Gdy Marano zatrzymała się przed budynkiem, gdzie znajdował się jej syn, westchnęła cicho.
-Zaraz przyjdę.
-Pójdę z tobą - powiedział i nawet nie czekając na odpowiedź wysiadł z samochodu.
Laura także opuściła pojazd i obydwoje weszli do przedszkola. Minęli pare klas i skierowali się do tej, gdzie znajdowała się grupa Toby'ego.
-Witam pani Marano - przywitała się z uśmiechem przedszkolanka, pani McKendy.
-Dzień dobry - odpowiedziała odwzajemniając jej gest
-Czy Toby dzisiaj rozrabiał?
-Nie, nie. Był grzeczny. Wraz z Madison są naprawdę spokojni.
-Madison? - spytała Laura.
-To jego koleżanka. Teraz siedzą przy stoliku i rysują, o tam - wskazała palcem, a brunetka i jej przyjaciel powędrowali tam wzrokiem.
-Toby! Kochanie, już jestem - zawołała z uśmiechem, a synek odwrócił głowę w jej stronę i z radością podbiegł do swojej mamy.
-Przepraszam, nie przedstawiłem się, Ellington Ratliff - powiedział w stronę przedszkolanki.
-Nic nie szkodzi. Veronica McKendy - czarnowłosa podała mu dłoń, którą uścisnął. W tym czasie malec przytulił się do mamy na powitanie - Musi pan być ojcem Toby'ego, może pan być dumny, syn wyrośnie na wspaniałego dżentelmena - powiedziała, a Ella zatkało, Laura odwróciła się w ich stronę jak oparzona, a Toby spojrzał na bruneta z wielkimi oczami.
-Mamo czy...
-Nie jestem jego ojcem - powiedział szybko, by wyprostować sprawę
-Jestem tylko wujkiem - te łagodnie wypowiedziane słowa wypowiedział patrząc na malca, by doszło to do niego.
Veronica spojrzała na nich przepraszająco.
-Och, przepraszam, namieszałam... Naprawdę nie chciałam...
-Wszystko w porządku, ale będziemy już iść - powiedziała z lekka skrępowana Laura. Przedszkolanka kiwnęła głową i wróciła do dzieci. Brunetka ukucnęła przed Tobym
-Ell to twój wujek, pani po prostu źle zrozumiała i się pomyliła. Chłopczyk kiwnął głową, ale milczał - Chodźmy do domu.
Ruszyli, ale gdy byli w połowie korytarza, zawołała ich jakaś mała dziewczynka.
 Toby!
Malec stanął i odwrócił się w jej stronę.
-Rysunek. Zostawiłeś - powiedziała trochę sepleniąc i podała mu kartkę.
-Dzięki - odpowiedział, a dziewczynka uśmiechnęła się lekko i wróciła biegiem do sali.
-To Madison? - spytała Laura, ale chłopczyk milczał - Pokażesz mi co narysowałeś? - wyciągnęła do niego rękę, ale synek odsunął się od niej, ze złością wcisnął rysunek do swojego plecaczka i poszedł przodem.
Ellington spojrzał zdziwiony na Marano, która była widocznie zasmucona.
-Może powinienem z nim porozmawiać?
-To zbędne. Czasem tak ma.
-Czasem? - spytał unosząc brwi.
-Gdy chodzi o temat ojca - powiedziała i poszła za synem. Ratliff patrzył na nich i dopiero teraz zrozumiał, że wychowywanie dzieci w pojedynkę nigdy nie jest dobre, ani dla rodzica, który się przy tym bardziej męczy, ani dla dziecka, które cierpi choć udaje niewzruszone na zewnątrz.
Wszyscy we trójkę wsiedli do auta i jechali do domów w milczeniu. Puścili muzykę w radio, ale nikt już nie śpiewał - nie mieli do tego humoru. Po jakimś czasie dojechali pod dom Ella, gdzie wysiadł i pożegnał się z nimi. Toby nadal milczał i bawił się jakąś zabawką. Laura podjechała pod dom, rozpięła go z fotelika, a on szybko poleciał pod drzwi domu. Marano je otworzyła, a synek pobiegł do swojego pokoju. Brunetka zdjęła buty i rzuciła się na kanapę w salonie.
'Czemu to jest takie trudne?' pomyślała i poczuła jak łzy napływają do jej oczu.
Nagle usłyszała jak ktoś wchodzi do domu.
-Jestem! - zawołała radośnie Vanessa wchodząc do salonu. Młodsza siostra nawet nie podniosła głowy
-Yyy... Lau, wszystko w porządku?
Brunetka westchnęła i usiadła na kanapie.
-Czy wszystko musi być na mojej głowie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Czarnowłosa zmarszczyła brwi i podeszła do niej.
-Co się stało? - spytała, a siostra jej opowiedziała scenkę w przedszkolu i reakcję synka na to zdarzenie. Van wzięła głęboki wdech widząc zmartwienie na twarzy brunetki - Musi ochłonąć, to nie jest dla niego łatwe, pamiętaj.
-Wiem, ale czasem nawet nie wiem co zrobić, aby go pocieszyć. Nie mogę patrzeć jak cierpi...
-Coś razem wymyślimy, dobrze? - powiedziała i uśmiechnęła się do niej krzepiąco. Lau odwzajemniła gest - A teraz chodź ugotować coś na obiad, bo obstawiam, że nic nie zrobiłaś - zaśmiała się i pociągnęła siostrę do kuchni.
Godzinę później na stole znalazł się posiłek w postaci ulubionej piersi z kurczaka Toby'ego i domowych frytek. Vanessa zawołała malca, a ten zbiegł, żeby zjeść. Kiedy zobaczył co zostało przygotowane, oczy zaświeciły mu się z zachwytu. Pochłonął wszytko z nadzwyczajną prędkością. Powiedział 'Dziękuję' i skierował się w stronę schodów jednak zawrócił się i podbiegł do mamy wtulając się w nią.
-Dziękuję, mamo. Kocham Cię.
-Nie ma za co. Ja Ciebie też kocham słonko - opowiedziała drżącym głosem i pocałowała synka w główkę. Kiedy malec ją puścił, dodała - Jeśli chcesz możesz kiedyś zaprosić Madison na obiad.
-Super - odpowiedział uśmiechnięty i wszedł na górę.
-Mój mały mężczyzna będzie miał randkę - ucieszyła się Van.
-Jak dalej pójdzie to będziemy zazdrosne - zaśmiała się Laura i zaczęła zbierać talerze.
Van również wstała i poszła z siostrą do kuchni, gdy młodsza wkładała naczynia do zmywarki zapytała:
-Jak Ci wczoraj poszło?
Laura spojrzała na nią zdziwiona.
-Z Rossem - dodała.
Brunetka westchnęła zrezygnowana i zamknęła zmywarkę. Oparła się o blat i zamknęła oczy. 
-Muszę się postarać - wyszeptała.
-Słucham? 
-Muszę się postarać - powtórzyła głośniej odwracając się do siostry 
-Postarać? Jak to postarać?
-Normalnie, poszłam do niego i przeprosiłam. Wytłumaczyłam i użyłam argumentu, że przecież jesteśmy przyjaciółmi, a on do mnie, że nie jesteśmy i, że straciliśmy do siebie zaufanie. A potem dodał, że muszę się postarać, żeby naprawić nasze relacje. 
-No co ty!
-A dzisiaj potraktował mnie...
-No jak? - zachęcała Vanessa Laurę.
-Chciałam się z nim przywitać, a on zachowywał się jakby robił mi jakąś łaskę. Jeszcze ta uwaga na temat Toby'ego, że powinnam już po niego iść, bo mi zamkną przedszkole. Bo jestem taką nieodpowiedzialną matką przecież! - wykrzyczała ostatnie zdanie.
Usiadła na podłodze i schowała twarz w dłoniach.
-Wiesz... zawsze to ja się starałam. Kiedy uganiał się za dziewczynami, a ja szłam w odstawkę. Prosiłam go o spotkania, a on mnie olewał. Mogłam się na niego wypiąć i nie przejmować się nim. Ale nie potrafiłam...
-Dlaczego? - zapytała Vanessa kucając przy siostrze.
Lau spojrzała na nią znacząco i spuściła głowę zrezygnowana. 
-Kochałaś go prawda? - zapytała cicho Van.
Brunetka kiwnęła twierdząco głową, a usta zaczęły jej drżeć. Starsza siostra objęła ją ramieniem i przytuliła do piersi.
-A teraz już go nie kochasz? 
-Van... minęło dużo czasu. Teraz jestem z Rikerem.
Na dźwięk jego imienia starsza brunetka poczuła ukłucie w sercu, ale nie dała tego po sobie poznać.
-A jego kochasz? - zadała kolejne pytanie.
-Nie wiem... dobrze mi z nim. Czuję się szczęśliwa i potrzebna komuś innemu niż tobie czy Toby'emu.
Jest dla mnie ważny... Wspierał mnie, i wtedy cztery lata temu jakoś tak samo wyszło. Gdy jest przy mnie czuję się bezpieczna. Może kocham? Ach... Sama już nie wiem... - powiedziała zrezygnowana.
'Szkoda, że ja jestem pewna, że go kocham i, że chciałabym z nim być. Ale nie mogę, bo najwidoczniej nie ja jestem mu przeznaczona', pomyślała Van i przytuliła siostrę jeszcze mocniej.



~ ♥~ ♥~
!Hola!
Wiem, że trzymałyśmy was chwilę w niepewności, ale chyba daliście radę i wytrzymaliście ;) What what what??? Laura kochała Rossa? No niesłychane :P 
Chciałam powiedzieć, że pare rzeczy planujemy na przyszłe rozdziały, więc trzymajcie się mocno siedzenia, bo będzie się działo! :D
P.S. Ben sobie trochę zaszalał xD
Całuję :*
~In

Aloha!
No siemka :) I jak zdziwieni choć troszkę? Przynaję się że te wygibasy z Benem to moja wina :D Stęskniłam się za nim :P Chociaż to tylko mop co nie?
Jak tam pierwsze dni szkoły? Biedactwa moje <3 Pewnie 70% pierwszych lekci polegało na przedstawieniu zakresu nauczania, podręczników, przedmiotowego sytsemu oceniania (co jak to tylko 2 np. to na fair xd)
No ale, ja korzystam z wolnośći - jeszcze ale potem mój zapierdziel będzie nieporownywalny do waszego :P
Buziaki :*
~Niewi