sobota, 31 maja 2014

Rozdział 3

*Narrator*
Wszyscy patrzyli się na Laurę w osłupieniu. W głowie każdego z Lynch'ów chodziły pytania czy ta piękna dziewczyna, która stoi przed nimi, jest ich przyjaciółką? Czy to naprawdę ona? Czy się mylą? Wszyscy się nad tym zastanawiali, jednak nic nie mówili. Brunetka patrzyła na nich wyczekująco, ale zarazem strasznie się denerwowała ich milczeniem. Spojrzała zdezorientowana na Ellingtona, który nadal trzymał na ręku zdziwionego Toby'ego.
-Krępująca sytuacja, no nie? - spytał i zaśmiał się próbując rozładować jakoś atmosferę, lecz jakoś kiepsko mu to szło.
-Mamo, kto to? - spytał niewinnie chłopczyk, a Laura spojrzała na niego.
-Powinniśmy już iść - powiedziała szybko. Chciała uciec. Zapaść się pod ziemię. Właśnie tego się obawiała przy spotkaniu z rodzeństwem Lynch. Milczenia.
-Nie! - krzyknęła Rydel kiedy Laura zabierała małego od Ella - Zostań, chyba przywitasz się ze starymi przyjaciółmi - uśmiechnęła się promiennie do dziewczyny - Tak bardzo tęskniłam - powiedziała rozczulona i rzuciła się na zszokowana brunetkę, która delikatnie odwzajemniła uścisk.
Tą jednak uroczą chwilę przerwało dziwne pytanie malca:
-Mamo, co tak dziwnie pachnie? - niby niewinne, ale reszta zgromadzonych myślało, że pytanie dotyczy Rydel, która zawsze psiukała się jakimiś dziwnymi zapachami. Jednak przestali kiedy Laura nagle krzyknęła:
-O Boże, sos do spaghetti! - i wcisnąwszy Toby'ego na ręce Rydel poleciała do kuchni, a za nią Ell. Przed drzwiami do domu zostało całe rodzeństwo Lynch. Między nimi nastała cisza, wszyscy wpatrywali się w małego chłopczyka, który bardzo im kogoś przypomniał, ale za chiny pana nie mogli skojarzyć kogo.
-To jak? Wchodzimy, nie? - spytał Ryland i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka. Zszokowane rodzeństwo poszło za przykładem najmłodszego brata. Zamknęli za sobą drzwi i skierowali się do kuchni, gdzie Laura i Ell ratowali potrawę.
-No i co teraz? - spytała brunetka swojego przyjaciela nie zauważając, że ktoś wszedł do kuchni.
-Zjemy, chyba się nie zatrujemy. A nawet jeśli to co? - spytał Ratliff spoglądając na dziewczynę, która uśmiechnęła się i walnęła chłopaka w ramię.
-Jak się zatruję to oberwiesz jeszcze mocniej - powiedziała, a brunet się zaśmiał.
-Jak masz na imię? - padło pytanie z ust chłopczyka. Toby patrzył z zainteresowaniem w twarz Delly. Laura i Ellington odwrócili się i zdziwieni zobaczyli za sobą rodzeństwo Lynch. Blondynka uśmiechnęła się lekko do chłopczyka, widać było, że była trochę zdezorientowana. Dziewczyna przełknęła ślinę i uśmiechnęła się lekko do dziecka.
-Rydel, a ty?
-Toby - powiedział radośnie z szerokim uśmiechem. Blondynka widząc entuzjazm ze strony chłopczyka, także się szeroko uśmiechnęła. Ratliff podszedł nagle do Rydel i wziął dziecko na swoje ręce.
-No i jak młody? Oglądamy jakąś bajkę? - spytał chcąc zostawić Laurę samą z Lynchami, aby mogli porozmawiać.
-Tak! - krzyknął i zaśmiał się uradowany.
-No to idziemy - powiedział Ell i wyszedł z kuchni zostawiając milczącą i zestresowaną Laurę wraz z zdezorientowanymi Lynch'ami.
Wszyscy stali przed sobą w milczeniu. Brunetka już traciła nadzieję na to, że jej przyjaciele się odezwą, gdy usłyszała:
-Witaj w domu - to był ciepły głos Rikera. Laura uniosła głowę i zobaczyła jak blondyn podchodzi do niej, by ją uściskać. Gdy chłopak objął dziewczynę, to jej kamień spadł z serca. Ulżyło jej.
-Tęskniłam - wyszeptała do ucha blondyna. Na usłyszane słowa blondyn mocniej uścisnął swoją przyjaciółkę.
-Ja również - odpowiedział szeptem i odsunął się od dziewczyny, która uśmiechała się lekko.
-No to teraz moja kolej - powiedział uradowany Ryland. Lau spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko.
-Ale wydoroślałeś - powiedziała i przytulili się na powitanie.
-Po prostu zmężniałem - zapewnił ją i mocniej uścisnął.
-To, że już możesz pić alkohol nie czyni cię mężczyzną młody - powiedział Rocky, a Ryland odsunął się od brunetki trochę naburmuszony.
-Chyba zawsze będziecie mu dogryzać, co? - Laura uśmiechnęła się do starszego bruneta.
-A mamy coś lepszego do roboty? - spytał, uśmiechnął się szeroko i mocno przytulił dziewczynę - Gdzieś ty się podziewała, co?
-Tu i ówdzie - powiedziała i zaśmiała się szczerze. Brunet puścił dziewczynę i uśmiechnął się do niej. Zrobił miejsce dla ostatniego brata, który chciał się przywitać z dziewczyną. Ross i Laura patrzyli się na siebie przez chwilę w bezruchu. Blondyn po prostu wpatrywał się w dziewczynę. Nadal był w szoku. Nie spodziewał się, że po prawie czterech latach nie widzenia się ujrzy ją nagle w drzwiach domu swojego przyjaciela. I do tego z dzieckiem. Jej dzieckiem. Jak to się stało, że nikt o tym nic nie wiedział? Jak to się stało, że dowiadują się o tym dopiero po tylu latach i to w takich okolicznościach? Chłopak patrzył jeszcze chwilę na swoją przyjaciółkę, która wpatrywała się w niego wystraszonymi oczami. Oboje zastanawiali się o czym myśli ta druga osoba. Jednak po chwili blondyn uśmiechnął się lekko do dziewczyny.
-Laura - powiedział cicho. Poczuł dziwne uczucie wypowiadając jej imię. Od lat go nie używał.
-Ross - powiedziała, a ten podszedł do niej i mocno ją objął. Dziewczyna odwzajemniła gest przyjaciela. Blondyn odsunął się od dziewczyny, która uśmiechnęła się lekko i spytała:
-Ktoś ma ochotę na spaghetti?
-Jaaa - przyleciał rozradowany syn brunetki, a za nim czerwony na twarzy Ellington. Na jego widok rodzeństwo wybuchnęło śmiechem.
-No i z czego się śmiejecie? - zapytał poirytowany - Jak wy się będziecie z nim kiedyś bawić to też tak będziecie wyglądać To jakiś wulkan energii, nigdy nie ma dość - powiedział wskazując na uśmiechniętego chłopczyka.
-Jasne, jasne - mruknął Rocky - Przyznaj się po prostu, że już masz swoje lata i kondycja nie ta - znów wybuch śmiechu rozbrzmiał w jadalni.
-Wujek Ell jest najlepszym konikiem na świecieee! - krzyknął radosny maluch i wszyscy spojrzeli na niego z uśmiechem na twarzy.
-No i popatrz. Nie jest z tobą, aż tak źle Ell. Widzisz? Chociaż jedna osoba cię docenia - zauważył Rik.
-A weźcie, szkoda z wami gadać -brunet machnął ręką i odwrócił się naburmuszony do Toby'ego, który właśnie patrzył jak jego mama nakłada mu jedzenie na talerz.
Laura poczęstowała każdego posiłkiem i wszyscy usiedli do stołu. Chłopczyk siedział między brunetką, a Ellem. Pomiędzy zajadaniem się spaghetti towarzystwo odbywało zwykłą i niezobowiązującą rozmowę. Toby'emu ledwo udawało się nakładać makaron na widelec. Kluski były zbyt długie dla trzyletniego dziecka, by móc je zwinąć. Widząc to Laura zaczęła pomagać synkowi w jedzeniu. Nawinęła na widelec trochę makaronu z sosem i nakarmiła swojego malca. Wszyscy patrzyli się na tę jakże zwyczajną czynność z wielkim zainteresowaniem. Laura ponowiła swoją czynność, co spowodowało zadowolenie u dziecka. Gdy brunetka ponownie nałożyła kluski na widelec, chłopczyk powiedział:
-Teraz wujek Ell! Wujek powiedz: Aaa - wziął sztućce od swojej mamy i nakarmił zdziwionego, a zarazem rozbawionego bruneta. Wszyscy popatrzyli na nich z rozczuleniem. Wyglądali uroczo. Ratliff poszedł za impulsem, wziął swój widelec i tym razem on nakarmił chłopczyka.
-Jemy za mamusie, co młody? - spytał i mrugnął do Toby'ego, który uśmiechnął się szeroko.
-Tak, jemy. Ty i ja - powiedział i zaczęli się nawzajem karmić. Laura uśmiechnęła się tak szeroko, że były widoczne jej dołeczki. Widok Ella z jej synkiem dogadujących się bardzo ją rozczulił i ucieszył. Nie wiedziała, że jej synek tak szybko dogada się z jej przyjacielem i, że brunet tak szybko zaakceptuje fakt, że ona ma dziecko i się z nim będzie zaprzyjaźniać.
-Toby zawsze jest taki otwarty? - spytał mnie Rocky patrząc na Ratliffa.
-Tak, ale nie aż tak - wyznała zgodnie z prawdą.
-Chyba masz konkurencję, Rocky - zauważył Riker, a ten spojrzał na niego gniewnie.
-Tylko się nie rozpłacz. Ratliff i tak cię kocha - zapewnił brata Ryland.
-To prawda kochanie - powiedział wspomniany brunet z buzią pełną spaghetti.
-Dzięki. Też cię kocham - powiedział z przekąsem Rocky i wpakował sobie do buzi trochę makaronu.
-Wujek teraz ty nakarm mamę! - powiedział chłopczyk z uśmiechem. Ellington spojrzał zdezorientowany na Laurę, która parsknęła śmiechem.
-Kochanie, ale sobie świetnie daję radę sama - zapewniła synka brunetka. Toby spojrzał uważnie na swoją mamę i zmrużył oczy.
-Ale ciebie jeszcze nikt nie karmił - zauważył. Sprytny dzieciak.
-Fakt, ale to dlatego, że twoja mama nie jest tak niezdarna jak wujek Ell - zauważyła Rydel, a brunet spojrzał na blondynkę i zmarszczył brwi.
-Ciebie na pewno nie nakarmię. Pomarz sobie.
-Jakbym chciała - prychnęła dziewczyna.
-Wujek no nakarm mamę - powiedział błagalnie mały blondyn. Ell spojrzał pytająco na Laurę, która westchnęła ciężko.
-Dawaj, inaczej nie odpuści - oznajmiła brunetka i chłopak wziął widelec pełen spaghetti i włożył go do ust przyjaciółki (bez skojarzeń hahahahah xd). Zrobił to jednak nie uważnie i pobrudził sosem nos dziewczyny. Ratliff zaśmiał się, a Laura zrobiła to samo mając buzię wypełnioną jedzeniem.
-Dobrze było? - spytał brunet chłopczyka, który uśmiechnął się szeroko.
-Tak - powiedział zadowolony.
-A teraz kto kogo ma nakarmić? - Ryland spytał dziecko. Synek Laury chwilę się zastanawiał, ale po chwili wskazał na Rikera i Rossa.
-Ty nakarm jego - powiedział wskazując palcem chłopaków. Blondyni się trochę zdziwili, a w szczególności Ross, który miał być karmiony.
-Co? - spytał zdziwiony blondyn.
-No chodź tu Rossy - Riker powiedział słodkim głosem i wpakował bratu trochę makaronu do buzi. Na ten widok Toby roześmiał się głośno, a wszyscy mu zawtórowali. Nawet Ross uśmiechnął się szczerze mając buzię wypełnioną makaronem.
-Musisz mieć dużo zabawy z tym malcem - zauważyła Rydel zwracając się do Laury. Brunetka spojrzała na swojego synka i uśmiechnęła się lekko.
-Nawet nie wiesz jak dużo - powiedziała i cmoknęła chłopczyka w główkę.
* * * * *
Po wspólnym obiedzie wszyscy przenieśli się do salonu, gdzie rozmawiali, a Toby oglądał bajkę z wielkim zainteresowaniem. Dorośli siedzieli na kanapie i fotelach, a malutki chłopczyk rozłożył się wygodnie na miękkim dywanie.
-Kiedy dokładnie wróciłaś do miasta? - Rydel spytała nagle Laurę.
-Prawie dwa tygodnie temu - odpowiedziała.
-I się z nami wcześniej nie skontaktowałaś? - spytał zdziwiony i trochę urażony Rocky. Brunetka spojrzała na niego i uśmiechnęła się smutno.
-Zrozumcie... Kupno domu,pomalowanie ścian, przeprowadzka, znalezienie przedszkola dla Toby'ego, znalezienie pracy i ogarnięcie wszystkiego trochę czasu zajęło. Byłam tak zajęta i zestresowana tym wszystkim, że nie myślałam o niczym innym tylko o tym, by zapewnić Toby'emu wszystko to czego potrzebuje. Nie miałam czasu na odpoczynek, a tym bardziej, by do was zadzwonić - wyznała spokojnie. Wszyscy kiwnęli głowami ze zrozumieniem, bo dobrze wiedzieli, że Laura zawsze była zorganizowana i zawsze najpierw robiła to, co należy zrobić, a dopiero później zastanawiała się nad rzeczami dodatkowymi.
-Pewnie byśmy się dziś nie wiedzieli, gdybyśmy nie spotkali się przez przypadek - Ratliff poinformował rodzeństwo Lynch, a Lau uśmiechnęła się niemrawo. Jej przyjaciel miał rację, pewnie jeszcze długo by się nie widzieli.
-A gdybyśmy tak tutaj nie wpadli do Ella to kiedy byś do nas zadzwoniła? - spytał Riker z ciekawością. Marano spojrzała na niego i chwilę milczała. Zapewne długo, by nie dzwoniła. Starałaby się uniknąć z nimi wszystkimi spotkania. Dlaczego? Z obawy. Z obawy przed pytaniami żądającymi odpowiedzi i reakcji przyjaciół na widok jej syna.
-Nie wiem... - wyznała i spuściła wzrok z przyjaciół.
-Jak to nie wiesz? - spytał zdziwiony Ryland.
-Zapewne bym z tym zwlekała - oznajmiła speszona. Nie potrafiła w tej chwili spojrzeć nikomu w oczy.
-Ale czemu? - spytała zmartwiona Rydel tym, że brunetka nie chciałaby utrzymywać z nimi kontaktu.
-Przez nas - powiedział nagle Ross i wszyscy spojrzeli na niego, włącznie z Laurą - Przez nas i naszą reakcję, prawda? - spytał patrząc się w oczy brunetki.
-Tak. Bałam się jak zareagujecie na widok Toby'ego - wyznała cicho i spuściła wzrok patrząc na swoje buty. Nagle poczuła jak ktoś ją obejmuje.
-Nie powinnaś się tego bać. Przyznam, że trochę mnie to zaskoczyło, bo dowiedziałem się o nim po paru latach, ale to nie zmienia faktu, że bardzo się cieszę patrząc na to jak się uśmiecha - wyznał Ell ściskając lekko brunetkę, która się do niego uśmiechnęła.
-To prawda, to cudowne dziecko - dodała Rydel ściskając dłoń przyjaciółki. Laura uśmiechnęła się szerzej i poczuła jak kamień spadł jej z serca, a obawy się rozwiały.
Kolejne dwie godziny dorośli spędzili na rozmowach, a Toby na oglądaniu kolejnej bajki i zajadaniu się paluszkami. Laura, Rydel, Ell i Ryland prowadzili żywiołową rozmowę o różnych sprawach, a reszta braci Lynchów jakoś dziwnie milczała. Jednak w tym milczeniu jakoś się łączyli, ponieważ każdy rozmyślał nad tym samym. Nad Laurą, dziwnym zachowaniem Rydel, kiedy dowiedziała się że ich przyjaciel może mieć inną ważną kobietę w swoim życiu, i nad malcem, który właśnie wybuchnął szczerym śmiechem.

♥~ ♥~
Aloha everybody!  
Mamy sobotę rano w okolicach Warszawy piękne słońce i.ciepło to znak, żeby pospędzać czas na.dworze, a nie tak jak.ja siedzieć w domu xd ja mam jednak ważny powód muszę do poniedziałku zabić kronikę z trzech lat xd milej lektury <3
~Niewi :)

Hola Hola tus amigos :D
Rozdział się podoba? Szczerze, szczerze. I... możecie napisać o tym nawet obszernie xd Nie obrazimy się o to xd Ja dziś krótko, bo na zajęcia lecę. TYLKO mam do was prośbę! Możecie wesprzeć mnie i napisać coś do Niewi, że jest wspaniała? Bo biedna mówi mi ciągle, że beznadziejnie pisze. Yyyy... Ktoś mi tu kłamie w żywe oczy! Także... Pomóżcie! :D
Pobijamy rekord komentarzy i wspieramy Niewi? TAK! :P
~Inimitable :)

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 2

*Laura*
-Ma bardzo dużo energii - zauważył Ellington patrząc na Toby'ego, który w tym momencie biegał z innymi dziećmi na placu zabaw. Chłopczyk szybko zjadł lody i ruszył do zabawy, natomiast my nadal delektowaliśmy się swoim deserem.
-Tak, to prawda. Czasem nie mam już siły za nim biegać ani go uspokajać - powiedziałam i cicho się zaśmiałam. Siedzieliśmy na ławce i po prostu rozmawialiśmy.
-Ile ma lat?
-Trzy.
-Czyli, że...
-Zaszłam w ciąże po moim wyjeździe z miasta, Ell - odpowiedziałam szybko wiedząc, o co przyjaciel chce zapytać. On tylko kiwnął twierdząco głową.
-A co z jego ojcem? - spytał ostrożnie, a ja spuściłam z niego wzrok.
-Nie jest obecny w jego życiu. Ani w moim - powiedziałam i spojrzałam przed siebie beznamiętnym wzrokiem. Siedzieliśmy w ciszy jedząc nasz deser. Nie wiedziałam co powiedzieć i miałam wrażenie, że brunet ma ten sam problem co ja. Wpatrując się w rozbiegane dzieci, dokończyliśmy jeść lody. Między nami zapadła delikatnie krępująca cisza, która trwała parę minut.
-Długo się nie widzieliśmy ani nie rozmawialiśmy - zauważył Ellington i spojrzał na mnie - Dużo się działo w twoim życiu przez ten czas? Masz jakiegoś adoratora? - spytał mnie trącając w ramię czym spowodował lekki uśmiech na mojej twarzy. Atmosfera się trochę rozluźniła.
-Mój cały czas poświęciłam Toby'emu, więc wiele się u mnie nie działo. Zwyczajne życie samotnej matki. I nikt nie ubiega się za mną - powiedziałam.
-Uuu mężczyźni to chyba są jednak ślepi! Taka piękna, cudowna i młoda dziewczyna jest sama? Głupcy! - powiedział, a ja zaśmiałam się i spojrzałam się na niego.
-Oj bardzo głupi - przyznałam mu rację i szeroko się do niego uśmiechnęłam, co brunet od razu odwzajemnił -A jak u ciebie? Jak tam z Kelly? - spytałam, a chłopak wzruszył ramionami.
-Nie wiem, zerwaliśmy ponad dwa lata temu.
-Naprawdę? - uniosłam brwi do góry ze zdziwienia.
-No tak... Trochę się pozmieniało - uśmiechnął się lekko, a ja kiwnęłam głową.
-Powinniśmy wszystko przegadać - stwierdziłam.
-Prawda... Masz jeszcze dzisiaj czas?
-No w sumie nie mamy żadnych planów...
-To zapraszam do mnie na obiad, deser i może kolacje - powiedział i mrugnął do mnie.
-Z miłą chęcią. Bardzo się za tobą stęskniłam - wyznałam i uśmiechnęłam się do niego smutno.
-Ja za tobą też - oznajmił i objął mnie ramieniem - Dlatego cieszę się, że w końcu pogadamy. Przy okazji... Chciałbym, abyś mi doradziła...
-Ja? W jakiej sprawie? - spytałam unosząc brwi do góry.
-Delly... - wyznał, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-Oczywiście - powiedziałam, a moje serce ogarnęła ogromna radość, ponieważ zawsze uważałam, że on i Rydel są dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi.
-Mamo! Mamo! Widziałaś jak wdrapałem się na tę pajęczynę? - wołał mnie Toby, który biegł w naszym kierunku będąc oddalony od nas o parę metrów.

*Narrator*
Laura oraz Ellington wstali z ławki i ruszyli w kierunku biegnącego chłopczyka. Byli tak zajęci swoim towarzystwem, że nie interesowała ich reszta świata. Dlatego też żadne z nich nie zauważyło idącej w ich kierunku blondynki. Byli oni odwróceni do niej tyłem, z tego względu nadchodząca dziewczyna nie widziała ich twarzy.
Blondynka postanowiła wybrać się na spacer, aby zaczerpnąć świeżego powietrza oraz nacieszyć się słonecznym dniem. Szła z lekkim uśmiechem na twarzy, dopóki nie zobaczyła kilkanaście metrów przed sobą jej najbliższego przyjaciela, Ellingtona. Rydel nagle przystanęła zszokowana, gdy zobaczyła, że mężczyzna kuca do podbiegającego w ich stronę chłopczyka. Po chwili Ratliff wziął dziecko na ręce i zaczął się z nim bawić. Wyglądali jakby łączyła ich jakaś więź, jakby nie byli sobie obojętni. Usta blondynki nagle się lekko otworzyły, gdy ujrzała ten widok. Dziewczynę zaczęły dręczyć różne pytania - Czy to znaczy, że on ma dziecko? To jest jego syn? Rydel zmrużyła oczy, aby uważniej przyjrzeć się kobiecie stojącej obok jej przyjaciela, jednak stała ona do niej plecami, dlatego nie mogła ją rozpoznać. Widziała tylko jej długie oraz chude nogi oraz gęste kasztanowe włosy z rozjaśnionymi końcówkami sięgającymi do pasa. Rydel nagle ogarnęła złość. Nie dość, że Ellington nie poinformował jej braci o tym, że ma dziecko to, co ważniejsze, jej o tym nie powiedział! A ostatnimi dniami mówił, że nic przed nią nie ukrywa i, że nigdy jej nie okłamie! Blondynka ścisnęła swoje dłonie w pięści i zacisnęła zęby ze złości. Co on sobie wyobraża? No co?
Dziewczyna zaczęła zadawać sobie pytania w duchu i nawet nie zauważyła jak Ellington wraz z dzieckiem i jakąś dziewczyną oddalają się od niej. Gdy to w końcu zauważyła, postanowiła ich śledzić, by dowiedzieć się z kim jej przyjaciel ma dziecko i kim jest ta dziewczyna o długich nogach. Blondynka ruszyła za trójką zachowując bezpieczną odległość. Po chwili wyjęła z kieszeni spodni telefon, bo nagle poczuła, że będzie potrzebować wsparcia. Wybrała numer do osoby, z którą wiedziała, że może o tym porozmawiać.
*~*~*~*
-Halo? Riker? - zaczęła rozmowę.
-Tak. Co jest? - spytał ją najstarszy brat.
-Potrzebuje pomocy. Ellington coś przed nami ukrywa i potrzebuje twojej pomocy.
-Ale czekaj... Co przed nami ukrywa? - spytał zdziwiony słysząc słowa siostry.
-Wydaje mi się, że Ell może mieć dziecko... - powiedziała ciszej, a po stronie Rikera zapadła na chwilę cisza -Halo? Jesteś?
-Gdzie jesteś?
-W parku, ale go śledzę. Wydaje mi się, że idzie do swojego domu.
-Dobra to już jadę.
-Weź ze sobą chłopaków - przypomniała mu o braciach.
-Jasne, będziemy w kontakcie - powiedział blondyn i się rozłączył.
*~*~*~*
Rydel schowała komórkę do kieszeni i kontynuowała śledzenie jej przyjaciela. A cała trójka, która kierowała się do domu Ratliffa, nie miała zielonego pojęcia, że mają kogoś na ogonie.

*Laura*
Szliśmy w przyjemnej atmosferze. Ratliff żartował z Tobym w taki sposób, że na mojej twarzy mimowolnie pojawiał się uśmiech. Po niecałych piętnastu minutach spaceru doszliśmy do domu mojego przyjaciela. Nigdy wcześniej tu nie byłam, ponieważ chłopak kupił go ponad dwa lata temu, w tym samym czasie, gdy wyprowadził się od swoich rodziców. Weszliśmy do średniej wielkości kremowego budynku, który znajdował się w zadbanej i spokojnej okolicy. Znajdował się nawet niedaleko mojego domu, jakieś dziesięć minut drogi stąd.
-Macie ochotę na spaghetti? - spytał Ell, gdy znaleźliśmy się już w holu i zdejmowaliśmy obuwie.
-Tak! - powiedział uradowany Toby i szybko poleciał do salonu. Brunet zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie -Jest strasznie podobny młodych Lynchów, wiesz? - stwierdził, a moje oczy lekko się rozszerzyły.
-Nie no, co ty.... Nie żartuj... - powiedziałam i zaśmiałam się nerwowo. Chłopak uśmiechnął się do mnie.
-A ty masz może ochotę na włoską kuchnię? - spytał i uśmiechnął się szeroko. Trąciłam go przyjacielsko w ramię.
-Przecież wiesz, że tak! Uwielbiam włoskie jedzenie.
-Masz to w genach.
-Tak, to zamiłowanie zawdzięczam tacie - powiedziałam i wzruszyłam ramionami z lekkim uśmiechem.
-No to chodź ze mną do kuchni.
Podążyłam za przyjacielem, który zaprowadził mnie do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
-Wujek, mogę obejrzeć telewizję? - mój synek spytał Ella podbiegając do niego. Brunet spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
-No jasne. Chodź ze mną to włączę ci jakąś bajkę - powiedział i poszli do salonu. Po dwóch minutach Ratliff wrócił do kuchni - Włączyłem mu "Króla Lwa", dobra?
-Dobrze, on uwielbia tę bajkę - poinformowałam go i zaczęliśmy powoli szykować danie. Wszystko po kolei. Mięso, sos, a na końcu makaron. Z zadowoleniem stwierdziłam, że przez te wszystkie lata Ell nauczył się gotować, ponieważ teraz wszystko nam szybko szło.
-No to opowiadaj - powiedziałam, a mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
-Ale co?
-No o Rydel - oznajmiłam, a brunet spuścił ze mnie wzrok lekko speszony. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego reakcję.
-Po tym jak Kelly ze mną zerwała to Rydel mnie pocieszała. Bardzo długo się zbierałem po rozstaniu, bo Kelly wcale nie była mi obojętna, naprawdę się w niej zakochałem - wyznał, a ja przyjrzałam mu się uważniej - Spędzałem większość swojego czasu z Delly i po ponad roku zorientowałem się, że siostra moich najlepszych kumpli nie jest mi obojętna - spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach - W pewnym momencie złapałem się na tym, że zastanawiałem się jakby ona wyglądała, gdyby założyła na siebie jakąś sukienkę albo to, że powoli zacząłem tonąć w jej oczach... - wyznał i wrzucił makaron do wrzącej wody - Przestałem myśleć i odczuwać jak przyjaciel. Powoli zacząłem próbować jej w jakiś sposób zaimponować, a tak się nie zachowuje przyjaciel. Tylko chłopak, któremu podoba się jakaś dziewczyna... - powiedział i spuścił ze mnie wzrok. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Ty wiesz, że ja od zawsze uważałam, iż pasujecie do siebie - przypomniałam mu, a on odwzajemnił mój gest.
-Tak, pamiętam jak sobie żartowałaś, że jeszcze staniemy na ślubnym kobiercu.
-No tak, ale to już nie ode mnie zależy - powiedziałam i spojrzałam na niego znacząco. Ell się cicho zaśmiał.
-Aż tak daleko nie wybiegam w przyszłość. Na razie nic nas nie łączy i wątpię, żeby łączyło... - oznajmił smutno.
-No co ty! Jeżeli przez te wszystkie lata nic się między wami nie zmieniło to mogę cię zapewnić, że ona cię uwielbia - uśmiechnęłam się szczerze.

*Rydel*
Nienawidzę go. Jak on mógł mnie tak okłamać? Jak można nie wspomnieć przyjaciołom, że ma się dziecko? No jak? Przecież taka sprawa i tak by wyszła na jaw! Naprawdę wolał, żebyśmy w taki sposób się dowiedzieli? No dobrze. Jak tak chce pogrywać to tak się pobawimy.
Stałam oddalona o parę metrów od domu przyjaciela i czekałam na swoich braci, którzy się spóźniali. Ile można na nich czekać? Westchnęłam ciężko i spojrzałam na budynek, w którym przebywała obserwowana przeze mnie trójka osób. Uśmiechnęłam się smutno. A Ellington obiecywał mi, że nigdy mnie nie okłamie, nie oszuka i nie zrani. A tu co? Parę dni po naszej szczerej, długiej i przyjacielskiej rozmowie, on zaprzecza wszelkim swoim obietnicom i robi mi takie świństwo! O nie, tak to nie będzie!
Nawet nie zauważyłam jak obok mnie zaparkował jakiś samochód. Spojrzałam w jego stronę i ujrzałam wysiadających z niego moich braci.
-Co się dzieje? - spytał zdenerwowany Rocky.
-A co? Ty nic nie wiesz? Co jak co, ale to właśnie z tobą Ell ma największy kontakt - przypomniałam mu zakładając dłonie na biodra.
-Riker nie chciał nam nic powiedzieć. O co chodzi? - obronił go Ross patrząc na mnie.
-Ellington chyba ma dziecko - wyznałam, a oni zamarli.
-Co? - wyrwało się Rossowi.
-Ale jak to? - spytał zszokowany Ryland.
-No nie każ nam tłumaczyć, już taki mały nie jesteś - powiedział Riker, a jego najmłodszy brat, teraz już dwudziestojednoletni, walnął go pięścią w ramię.
-Jesteś pewna? - spytał zdziwiony Rocky patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Tak mi się wydaje. Widziałam go jak bawił się z dzieckiem i trzymał go na swoich rękach. A do tego była z nim jakaś brunetka. Pewnie jakaś tępa idiotka - oznajmiłam z przekąsem. Chłopcy popatrzyli się po sobie zdezorientowani.
-To ktoś w ogóle chciał zbliżyć się do niego na tyle blisko, aby mieć z nim dziecko? -spytał Ryland, a jego ciało przeszły ciarki.
-Teraz nie pora na zastanawianie się dlaczego jakaś laska zechciała Ella tylko to, że nas okłamał! - przypomniałam im zdenerwowana. Bracia spojrzeli na mnie zdziwieni - Nie powiedział nam o tak ważnej rzeczy! Kto wie ile jeszcze przed nami ukrywa? - zadałam retoryczne pytanie, a chłopcy od razu kiwnęli głowami.
-Racja, no bo co to za kumpel, który ukrywa przed nami, że ma dziecko? - zastanawiał się na głos Riker.
-Ale sądzicie, że to jego dziecko? - spytał ostrożnie Ross.
-No właśnie... Przecież to może być jakaś pomyłka... Gdyby Ratliff miał dziecko to pierwszy bym o tym wiedział - powiedział pewnie Rocky, a my wszyscy na niego spojrzeliśmy.
-Nie wiem, ale trzeba to sprawdzić i się przekonać - powiedział Ryland.
-Dobrze widziałam! To jego dziecko! Nie powiedział nam o tym, dlatego teraz zobaczy i przekona się jaka potrafię być wściekła i groźna! - oznajmiłam podnosząc lekko głos, odwróciłam się w stronę domu przyjaciela i ruszyłam pewnym krokiem w jego stronę. Moi bracia, choć trochę zdezorientowani, poszli w moje ślady.

*Ellington*
Dziwnie się czułem opowiadając komuś o moich mieszanych uczuciach w stosunku do Rydel. Jednak wiedziałem, że jeśli mam o tym komuś powiedzieć to tylko i wyłącznie Laurze. Może nie wiedzieliśmy się od paru lat i nasze życie się zmieniło to czułem, że jest to ta sama brunetka, którą poznałem ponad sześć lat temu. Jest moją przyjaciółką i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. W szczególności w sprawach prywatnych - zawsze potrafiła doradzić i nigdy nie wygadała niczego. Do końca trzymała język za zębami, tak jak i ja.
-Myślę, że powinieneś być nadal sobą. Nie udawaj nikogo, a w szczególności przed nią, bo ona i tak zna cię na wylot - powiedziała Lau i uśmiechnęła się do mnie - Możesz dawać jej różne znaki, ale lepiej gdybyś zapewnił ją o stałości swoich uczuć. Udowodnij jej, że jest twoją najlepszą przyjaciółką i daj poczuć się jej wyjątkowo, a wtedy zobaczysz czy coś się zmieni w waszych relacjach - doradziła mi, a ja uśmiechnąłem się szczerze.
-Dziękuję. Na ciebie zawsze można liczyć - powiedziałem i mocno ją przytuliłem.
-Ell... - wychrypiała - Zgniatasz mi płuca...
-Oj wybacz - powiedziałem odsuwając się od niej lekko.
-Nie nie szkodzi - oznajmiła i mrugnęła do mnie.
-Kiedy będzie obiad? - spytał nas Toby, który nagle pojawił się w kuchni.
-A co? Jesteś głodny? - spytałem, a chłopczyk ochoczo pokiwał głową - Za chwilę będzie, ale zanim dostaniesz obiad to się pobawimy - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
-Tak? A w co? - spytał, a w jego oku dostrzegłem błysk zadowolenia.
-Berek! - dotknąłem ramię chłopczyka i ruszyłem do ucieczki. Ganialiśmy się po całym salonie. Raz ja goniłem Toby'ego, a raz on mnie. Kątem oka widziałem szczery uśmiech na twarzy Laury. Pewnie ciężko jest samotnie  wychowywać dziecko...
W pewnym momencie złapałem chłopczyka i podniosłem do góry. On zaczął się szczerze śmiać, a ja tylko podrzucałem go: góra, dół. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem w tamtym kierunku nadal trzymając chłopczyka na rękach.
-Idziemy otworzyć, co młody? - spytałem, a on kiwnął twierdząco głową. Wraz z dzieckiem na rękach podszedłem do wejściowych drzwi i je otworzyłem.

*Rydel*
Nacisnęłam dzwonek do drzwi i po prostu czekałam. Za mną stali moi bracia, którzy byli ciekawi o co chodzi z całą tą sprawą z dzieckiem. Czekałam, aż drzwi zostaną otwarte i modliłam się w duchu, abym myliła się z moim osądem. No i wtedy otworzyły się drzwi. W nich stał Ellington z jakimś chłopczykiem na rękach. Gdy nas ujrzał, jego szeroki uśmiech zniknął z twarzy. W zamian za to pojawiło się zaniepokojenie i zakłopotanie.
-Hej, co wy tu robicie? - spytał i uśmiechnął się nerwowo. Ja otworzyłam tylko szerzej oczy, a moje dłonie zacisnęłam w pięści. Kątem oka zobaczyłam jak chłopcy robią się powoli wściekli.
-Co my tu robimy?! - spytałam rozgniewanym głosem - Serio się o to pytasz?! - zaczęłam podnosić głos, a na twarzy Ella pojawiło się zaskoczenie -Czemu nam nie powiedziałeś? No czemu?! - prawie krzyknęłam, a brunet uniósł brwi do góry.
-Ale o czym?
-Że masz dziecko! - wypaliłam wściekła, a Ratliff otworzył szeroko usta.
-Ale ja nie mam dziecka - odpowiedział ostrożnie.
-Serio? A co to jest?! - spytałam kiwając głową na małego blondynka, którego trzymał na rękach. Brunet spojrzał na chłopczyka, który także na niego popatrzył. Oboje wyglądali na zaskoczonych i zmieszanych - Widziałam cię dzisiaj z tym dzieckiem i jakąś kobietą! - powiedziałam wściekle i podeszłam do niego o krok - Spotykasz się z nią? Dlaczego przez tyle lat nie mówiłeś nam o dziecku? Dlaczego?! Mówiłeś mi, że nigdy mnie nie okłamiesz i, że nie masz przede mną żadnych tajemnic! A ty co?! Oszukałeś mnie! Nie miałeś odwagi powiedzieć o tym, że masz dziecko?! Czemu nie powiedziałeś, że masz syna?! - zaczęłam krzyczeć, a Ell po prostu zaniemówił. Nagle drzwi otworzyły się szerzej i stanęła w nich jakaś brunetka.
-Mylisz się Rydel. To nie jest dziecko Ella - powiedziała i skrzyżowała swoje ręce. Spojrzałam na nią i odebrało mi mowę. Popatrzyłam na moich braci, którym usta otworzyły się szeroko. Nie mogłam oderwać wzroku od smutnych teraz oczu tej brunetki. Moje usta się otworzyły tak jak moim braciom.
Przede mną stała moja przyjaciółka, której nie widziałam wieki. To była  Laura Marano.

♥~ ♥~
Witam was w kolejnej odsłonie :D Mam duży problem, ponieważ wena i gotowość do pisania ulotniły się i nie chcą za Chiny pana wrócić. Co sprawia mi ogólny zawód i smutek, ale próbuje wrócić do swojej dawnej świetności - o ile taka wgl miała miejsce xd
Niby coś tam nabazgrałam i In mówi, że dobrze. Ale jej ciut nie wierze xd Zobaczymy jak to wyjdzie, a teraz czekam na wasze opinie xd
~Niewi xd

Hola amigos! 
BAM! Akcja się powoli rozwija hehehe. Oj, nie tylko Niewi ma problem z weną. Ja też nie mogę nic naskrobać ostatnimi czasy - a to widać na moim blogu. Tam rozdziału nie był od wieków :/ A Niewi z lekka przesadza, bo dobrze jej idzie, ale wierzyć mi nie chce, zgred jeden xd 
No, ale nic... Jak wam się rozdział podoba?
Piszcie, komentujcie i takie tam. Wiecie co robić xd
~Inimitable :D
P.S. In? Wowowow, ale śmieszny mi skrót wymyśliłaś xd

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 1

*Laura*
Stałam w kuchni i w pośpiechu robiłam omleta na patelni. Przewróciłam ostrożnie całą masę na drugą stronę, dzięki czemu danie będzie mogło się usmażyć w całości. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej sok pomarańczowy, który po chwili nalałam do dwóch szklanek. Stanęłam na chwilę i zaczęłam wszystko kalkulować. Zrobiłam już kanapki i pokroiłam jabłko w ćwiartki dla synka do przedszkola, a dla siebie przyszykowałam sałatkę i jedną kanapkę.
-Dobrze, wszystko jest - wyszeptałam mówiąc do siebie. Spojrzałam na patelnię i uznałam, że posiłek jest już gotowy - Toby! - krzyknęłam w stronę schodów. Po chwili usłyszałam tupot małych stóp. Uśmiechnęłam się lekko, gdy chłopczyk do mnie podbiegł - Usiądź do stołu. Zrobiłam ci omleta, którego możesz zjeść z dżemem.
-A mogę z serkiem waniliowym? - spytał cicho, ponieważ nadal był zaspany.
-Oczywiście, zaraz ci go dam - powiedziałam i podeszłam do lodówki, aby wyjąć to o co poprosił mnie syn. Nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie za nogawkę spodni. Spojrzałam w dół lekko zdziwiona.
-Mamo, pomożesz? - spytał wskazując dłońmi swoją koszulę. Była źle zapięta, chłopczyk musiał zapiąć guziki w nieodpowiednich dziurkach. Uśmiechnęłam się lekko, ukucnęłam obok niego i zaczęłam poprawnie zapinać koszulę. Zrobiłam to dosyć szybko.
-Gotowe - powiedziałam i trąciłam go w nosek, na co Toby uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek.
-Dziękuję - powiedział i poszedł do stołu zjeść śniadanie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Podałam mu serek i usiadłam obok niego uprzednio biorąc ze sobą kubek gorącej kawy.
Po posiłku umyłam szybko naczynia, pędem przyszykowałam się do końca i przypilnowałam, aby Toby umył zęby. Po kilku minutach byliśmy gotowi do wyjścia. Przy drzwiach założyłam czarne obcasy, pomogłam założyć buty oraz plecaczek Toby'emu i wyszliśmy z domu zamykając przy tym drzwi na klucz. Blondynek podbiegł szybko do mojego małego i używanego samochodu. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy w stronę przedszkola.
Podczas jazdy śpiewaliśmy i podrygiwaliśmy w rytm muzyki, która leciała w radio. Co jakiś czas chłopczyk wybuchał ogromnym i szczerym śmiechem, co powodowało na mojej twarzy lekki uśmiech.
-Cieszysz się, że poznasz nowych kolegów i koleżanki? - spytałam Toby'ego, któremu kąciki ust w ogóle nie opadały.
-Tak - odpowiedział kiwając ochoczo głową.
-Ja również - powiedziałam i skręciłam na mały parking przed przedszkolem.
Zaparkowałam samochód, wyszliśmy z niego i skierowaliśmy się do budynku. W środku było naprawdę przytulnie - kolorowe dekoracje oraz ściany, gdzieniegdzie wiszące dziecięce obrazki oraz taka luźna, a zarazem wesoła atmosfera. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyliśmy do sali nr 9. Gdy tam weszliśmy, zobaczyliśmy uradowane dzieci w wieku Toby'ego. Biegały, śmiały się i dokazywały. Patrzyłam na ten widok jak zaczarowana. Tak, chyba dobre miejsce znalazłam dla mojego synka.
-Dzień dobry, Pani Marano, tak? - spytała mnie kobieta, która nagle pojawiła się obok mnie. Spojrzałam na trzydziestoparoletnią czarnowłosą.
-Tak, to ja.
-Monica McKendy opiekunka tej grupy. Rozmawiałyśmy przez telefon - zauważyła i wyciągnęła ku mnie swoją dłoń, którą natychmiast uścisnęłam.
-Tak, rzeczywiście - powiedziałam z uśmiechem - Toby przywitaj się - nakazałam, a chłopczyk spojrzał do góry na panią.
-Dzień dobry - przywitał się trochę niepewnym głosem.
-Witaj Toby, jestem twoją nauczycielką. A to jest twoja grupa - powiedziała i wskazała ruchem dłoni na dzieci bawiące się i biegające wokoło - Pójdziesz do nich dołączyć? - spytała bardzo ciepłym głosem. Synek spojrzał na mnie niepewnie, a ja ukucnęłam obok niego.
-Idź kochanie. Wrócę za parę godzin, dobrze? - spytałam, a on kiwnął głową. Ucałowałam go w główkę i uśmiechnęłam się do niego szczerze. Chłopczyk odwzajemnił mój gest i poszedł do swoich rówieśników.
-Na pewno zakoleguje się z innymi dziećmi - usłyszałam głos kobiety. Wstałam i stanęłam obok niej.
-O której mogę przyjechać? - spytałam i spojrzałam na zegarek. Zaraz muszę iść, aby zdążyć do pracy.
-Ma pani czas do 16. Do tej godziny jest planowany odbiór dzieci - kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do niej.
-Będę o 15:30. Dziękuję - powiedziałam szczerze. Kobieta odwzajemniła mój gest, spojrzałam na Toby'ego, pomachałam mu na pożegnanie i opuściłam salę.
* * * * *
Dotarłam do pracy pięć minut przed czasem. Weszłam do szkoły muzycznej i stanęłam na środku korytarza. Rozejrzałam się po wnętrzu i stwierdziłam, że niewiele się tu zmieniło od czasu, gdy ja tutaj uczęszczałam. Zobaczyłam jak wiele nastolatków się ze sobą wita i cieszy się na swój widok. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam do pokoju dyrektorki. Znałam te korytarze na pamięć, więc dotarcie tam nie zajęło mi długo. Po chwili stałam już przed drzwiami do sali mojej szefowej. Zapukałam i otworzyłam drzwi.
-Dzień dobry pani Marks - przywitałam się wchodząc do pokoju. Starsza kobieta uniosła wzrok znad jakiś papierów i, na mój widok, uśmiechnęła się szeroko.
-Laura! Witaj kochana - powiedziała i wstała z krzesła. Podeszła do mnie i lekko mnie uścisnęła - Tak bardzo się cieszę, że zaczniesz uczyć tutaj gry na pianinie i śpiewu - powiedziała szczerze - Nigdy bym nie powiedziała, że moja najlepsza uczennica kiedyś tu wróci i będzie tutaj pracować - powiedziała i cicho się zaśmiała. Uśmiechnęłam się lekko.
-Tak, to niesamowite - wyznałam z udawanym zachwytem i oderwałam się od starszej kobiety.
-Bardzo się cieszę, że będziesz nauczyć inne zdolne dzieciaki - powiedziała szczerze i nagle zadzwonił dzwonek na lekcję - No nic, tutaj masz swój rozkład planu lekcji i materiał pomocniczy do nauczania. Proszę - podała mi papiery, a ja je wzięłam do ręki - Sala nr 34. Powodzenia - powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Dziękuję - odpowiedziałam odwzajemniając jej gest i wyszłam z pokoju dyrektorki.
Szybkim krokiem przeszłam pusty już korytarz i weszłam po schodach na drugie piętro. Po chwili stanęłam przed drzwiami do sali, gdzie już siedziały nastolatki z danej klasy. Położyłam dłoń na klamce i westchnęłam ciężko. No to zaczynamy. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam pewnie drzwi.
-Dzień dobry klaso 5B. Nazywam się Laura Marano i jestem waszą nową nauczycielką - powiedziałam podchodząc do swojego biurka. Spojrzałam na twarze nastolatków, którzy wpatrywali się we mnie z zaciekawieniem - Na czym ostatnio skończyliście? - spytałam z lekkim uśmiechem. Tak, dam sobie radę.
* * * * *
Zamknęłam salę na klucz i spojrzałam na zegarek. Była 15:17. Nerwowo schowałam papiery do torebki i szybkim krokiem ruszyłam na dół, aby wyjść ze szkoły. Nie no, nie mogę się spóźnić. Zeszłam prędko po schodach i już ruszyłam w stronę drzwi, ale ktoś mnie zatrzymał.
-Pani Marano? - spytała mnie jakaś nastolatka zatrzymując mnie tuż przy wyjściu ze szkoły. Spojrzałam na nią.
-Tak...?
-Emily. Zostawiłam w sali moje nuty, a nie mogę znaleźć nigdzie woźnej. Mogłaby pani mi ją na chwilę otworzyć? - spytała błagalnym tonem. Spojrzałam na zegarek. Była 15:21. - To zajmie chwilę - prosiła, a ja westchnęłam ciężko.
-Dobrze, ale szybko, bo bardzo się spieszę - powiedziałam i poszłyśmy pod salę. Gdy się tam znalazłyśmy, dziewczyna weszła do niej i zaczęła szukać swoich nut. Zajęło jej to parę sekund, ale i tak na zegarku wybiła już 15:30.
-Dziękuję bardzo - powiedziała i wyszła z sali, którą szybko zamknęłam.
-Nie ma za co. Do jutra, Emily.
-Do widzenia - powiedziała, a ja pędem skierowałam się do wyjścia.
Szybkim krokiem wyszłam z placówki i poszłam na parking, który znajdował się w miarę obok szkoły. Weszłam do samochodu i spróbowałam włączyć silnik. I nic. Spróbowałam jeszcze raz. Znowu nic. Nie zapala się.
-Cholera - powiedziałam sama do siebie. Spojrzałam na zegarek. Była już 15:41 - No nie - wyszeptałam. Obok mnie zaparkował jakiś samochód. Ponownie spróbowałam zapalić silnik, jednak znowu odmówił posłuszeństwa - Co za rzęch! - walnęłam dłonią w kierownicę niechcący trafiając w klakson, który od razu wydał dźwięk - Serio? - spytałam samą siebie załamana. No i jak ja teraz zdążę po syna? Oparłam się dłońmi oraz głową o kierownicę i westchnęłam ciężko. No i co ja teraz zrobię? No co?
Nagle usłyszałam, że ktoś puka w moją szybę. Kątem oka spojrzałam na tą osobę. Był to jakiś mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych. Zapewne to on przed chwilą zaparkował auto obok mojego. Podniosłam głowę usiadłszy prosto i opuściłam szybę.
-Tak? - spytałam zrezygnowanym głosem.
-Dzień dobry - przywitał się mężczyzna schylając się odrobinę i przyglądając mi się - Chciałem się zapytać czy wszystko w porządku bo siedzi Pa... Laura? - spytał, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
-Eee tak. Ale o co chodzi? - spytałam kompletnie zdezorientowana.
-Nie poznajesz mnie? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Zmarszczyłam brwi i pokiwałam przecząco głową. On uśmiechnął się pod nosem i nonszalanckim ruchem zdjął z twarzy swoje okulary. Popatrzyłam na niego i momentalnie moje usta się szerzej otworzyły. Obciął trochę włosy, a jego kości policzkowe nabrały mocniejszego wyrazu, jednak był to ten sam uśmiech i oczy. Moje kąciki ust od razu uniosły się do góry.
-Ell? - spytałam z niedowierzaniem w głosie. On tylko uśmiechnął się szeroko.
-A już się bałem, że mnie nie pamiętasz - powiedział, a ja szybko otworzyłam drzwi, aby uściskać przyjaciela. Niestety przy tym uderzyłam go. Cicho jęknął, a moje oczy się otworzyły szerzej.
-O matko! Przepraszam cię - powiedziałam i szybko wyszłam z auta.
-Nic nie szkodzi, mała - powiedział i mrugnął do mnie. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i mocno przytuliłam.
-Nigdy bym ciebie nie zapomniała, Ell - zapewniłam wtulając się w mocne ramiona przyjaciela. Tak, mocne. Kiedyś takie nie były...
Szłam smutna i zamyślona ulicą, kompletnie nie uważając gdzie idę. Właśnie widziałam chłopaka, w którym się zakochałam, z inną dziewczyną. Chociaż nic jeszcze takiego między nami nie było to i tak zabolało. Może to było głupie, bo zamiast się mazać powinnam walczyć, ale kompletnie mi się odechciało, kiedy zobaczyłam jak on się do niej uśmiecha i jak na nią patrzy. Mnie nigdy takim czymś nie uraczył. Szłam dalej użalając się w myślach nad sobą. Nagle poczułam jak zderzam się z kimś. Przeprosiłam cicho i już wymijałam tę osobę, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Był to właśnie Ell, który był ze swoją dziewczyną Kelly. Fajna i miła dziewczyna, ale jak dla mnie i tak zawsze Rydel i Ratliff byli sobie przeznaczeni.
- Co się stało Lau? - zapytał mnie brunet widząc moją smutna minę.
- Nic Ell po prostu się zamyśliłam - próbowałam wybrnąć.
- Nie wierze ci Lau. Kelly zdzwonimy się później, ok? Musze pogadać z Laurą - zwrócił się do swojej ówczesnej dziewczyny. Czarnowłosa
 zrobiła trochę niezadowolona minę, ale po chwili odeszła całując swojego chłopaka w policzek i mówiąc, że się odezwie. Kiedy zniknęła za zakrętem, brunet spojrzał na mnie i ponownie się zapytał.
- Co się stało??
- Nic Ell -  próbowałam dalej zbyć chłopaka - Nie musiałeś oddelegowywać swojej dziewczyny ze względu na mnie.
-Musiałem, jesteś moją przyjaciółka. To przez chłopaka, prawda?
Nic nie odpowiedziałam, poczułam jak łzy napływają mi do oczu, a broda zaczyna się trząść. Na ten widok Ratliff rozłożył ręce i mocno mnie przytulił. Jego ramiona nie były tak mocne jak innych, ale czułam to ogromne wsparcie jakie stara mi się on przekazać poprzez ten gest...

-Ell, jeju, tak dawno cię nie widziałam - powiedziałam będąc nadal w niego wtulona.
-No ja ciebie też, gdzieś ty się podziewała? - spytał, a ja oderwałam się od niego, gdy nagle sobie przypomniałam o tym, jak bardzo się spieszę.
-Opowiem ci wszystko, ale strasznie się spieszę, a mój samochód mi się zepsuł.
-No to cię podwiozę - zaproponował.
-Serio?
-Jasne. Wskakuj - powiedział i wskazał skinieniem głowy na swoje auto.
Uśmiechnęłam się do niego lekko, zabrałam swoją torebkę z swojego samochodu i zamknęłam go. Szybko wsiedliśmy do pojazdu Ratliffa.
-To gdzie jedziemy? - spytał, a ja przełknęłam nerwowo ślinę.
-River Street 14 - odpowiedziałam krótko i spojrzałam na zegarek. Była 15:49. Przygryzłam wargę ze stresu. Zaczęłam skubać nerwowo usta.
-Spokojnie, będziemy tam za 5 minut - powiedział, ruszył z parkingu na ulicę z wielką prędkością.
Jechaliśmy tyle ile brunet mówił i, gdy dotarliśmy pod budynek, wypadłam z samochodu jak torpeda.
-Laura! Torebka... - zawołał za mną chłopak, ale ja nie zważałam na to, że zostawiłam u niego torebkę. Teraz muszę szybko dotrzeć do Toby'ego. Po minucie dobiegłam do sali, w której miał być mój syn. Wpadłam do pomieszczenia i spojrzałam na zegarek. Za dwie minuty 16. Zdążyłam...
-Mamo! - zawołał mnie Toby i podbiegł do mnie. Ukucnęłam, a on mnie przytulił - Co tak długo? - spytał z lekkim wyrzutem w głosie. Spojrzałam na salę, która świeciła pustkami. Pewnie inni rodzice już dawno temu odebrali swoje dzieci...
-Przepraszam kochanie - powiedziałam i ucałowałam go w główkę. Nagle obok mnie pojawiła się opiekunka grupy -Toby, idź się spakować i ubrać - powiedziałam, a chłopczyk od razu pobiegł wykonać moje polecenie. Wstałam na równe nogi i spojrzałam na kobietę -Dzień dobry Pani McKendy. Bardzo przepraszam za spóźnienie - zaczęłam się tłumaczyć patrząc w jej oczy - Samochód mi się zepsuł...
-Nic nie szkodzi. Każdemu się zdarza - powiedziała z uśmiechem na twarzy. Ja tylko odetchnęłam z ulgą i odwzajemniłam gest.
-Dziękuję i naprawdę przepraszam - powiedziałam, a obok mnie pojawił się chłopczyk - To do widzenia. Miłego dnia.
-Dziękuję i nawzajem - powiedziała kobieta z uśmiechem.
-Do widzenia - powiedział na odchodne Toby i wyszliśmy z sali.
Szliśmy trzymając się za dłonie i w takiej pozie opuściliśmy budynek. Na dworze było bardzo ciepło, a słońce grzało nasze ciała swoimi promieniami. Nagle przypomniałam sobie, że zostawiłam torebkę w samochodzie Ella, czyli to oznacza, że muszę po nią wrócić. Ugryzłam dolną wargę ze stresu. Teraz będę mu musiała o wszystkim powiedzieć przyjacielowi, a nie jestem jeszcze na to gotowa...
Przykleiłam do twarzy uśmiech i spojrzałam w miejsce, gdzie stało auto mojego przyjaciela. Spojrzałam tam i zobaczyłam go jak stał oparty o swoją maszynę patrząc w stronę jakiegoś parku. Jeszcze nas nie zobaczył. Szliśmy w jego kierunku i gdy byliśmy dziesięć metrów od niego, on na nas spojrzał. Podeszliśmy do Ratliffa, który w tym momencie ściągnął swoje okulary słoneczne. Na jego twarzy malowało się lekkie zdziwienie.
-A co to za chłopak? - spytał mnie zdziwiony i ukucnął obok chłopczyka - Ciocia Laura się tobą opiekuje? - spytał z szerokim uśmiechem. Synek spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja przełknęłam nerwowo ślinę.
-Toby przywitaj się z wujkiem Ellem. Ell to jest Toby... mój syn - powiedziałam, a brunet doznał szoku. Jego oczy i usta się szerzej otworzyły. Spojrzał na mnie zdziwiony, jednak po chwili spojrzał na chłopaka.
-Cześć mały, jestem Ell. Twój wujek - powiedział z uśmiechem, co synek od razu odwzajemnił.
-Toby. Cześć - powiedział i chwilę się w siebie wpatrywali.
-Kochanie, musimy już iść - powiedziałam biorąc swoją torebkę z samochodu. Miałam ochotę stąd uciec i ominąć serię pytań, które zaraz się posypią.
-Na lody? - spytał Toby.
-Tak, na lody. Wujek Ell zabiera was na lody - powiedział szybko brunet i wstał na równe nogi.
-Super! - krzyknął uradowany chłopczyk i pobiegł w stronę budki z lodami, która znajdowała się na skraju parku oddalonego go o kilka metrów. No i zostałam sama. Czułam na sobie wzrok przyjaciela.
-Z dzieckiem ci do twarzy - powiedział szczerze, a jego głos był ciepły. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko.
-Dzięki.
-Chodź. Idziemy na lody. Na jakie masz ochotę? - spytał robiąc tzw. brewki. Widząc jego minę zaśmiałam się szczerze.
-Na miętowe z czekoladą.
-No to chodźmy - powiedział i objął mnie delikatnie ramieniem. Szliśmy tak w stronę budki, gdzie stał już mój synek. Nie widziałam się z brunetem od paru lat. Wiedziałam, że czeka mnie rozmowa z Ellem, ale już się tym nie martwiłam. Zrozumiałam, że on się w ogóle nie zmienił. Jest nadal zabawny, czarujący i przyjazny, a przede wszystkim, zawsze mogę na niego liczyć.

♥~ ♥~
Witajcie!
No i mamy pierwszy rozdział. Jest w miarę długi jak to na mnie przystało xd Krótkie rozdziały już nie są w moim stylu xd W naszym opowiadaniu od czasu do czasu będą występować takie wspomnienia pisane pochylonym drukiem.
Ale podoba się wam?
Tylko szczerze. Nie obwijamy w bawełnę xd
Mam ostatnio dużo do roboty, więc zobaczymy jak często będziemy dodawały rozdziały xd
A teraz lecę uczyć się polskiego. Bajo xd

***********

Aloha!!!! 
Jak się podoba wam 1 rozdział? 
Powoli zaczynamy się rozkręcać. 
Nie wiem co wam jeszcze powiedzieć xd 
Aaa życie bez szkoły jest piękne xd 

AAA! I dziękujemy za ponad 1500 wyświetleń w niecałe trzy dni i za 30 obserwatorów! <3

środa, 21 maja 2014

Prolog

Ile rzeczy zrobiłam dotychczas? Ile rzeczy mnie ominęło? Ile byłam w stanie zrobić, lecz nie podjęłam się ich? Ile? Nie wiem...
Każda sytuacja w życiu wymusza w człowieku podjęcie jakiejś decyzji, która niesie za sobą kolejne. Każda z nich przynosi do naszego życia inne niespodzianki. Czasem są miłe, jednak innym razem wręcz przeciwnie.
Ja w życiu dokonałam wiele wyborów. Tych dobrych i tych złych, jednak zawsze kierowałam się rozumem i nadzieją, że po drodze nie skrzywdzę nikogo. Zawsze dbałam o innych bardziej niż o siebie. Może i czasem byłam oziębła, jednak gdzieś w środku biło ode mnie ciepło. Mimo wszystko próbowałam uszczęśliwić każdego i nikogo nie krzywdzić swoim zachowaniem, słowami czy wyborami. Jednak czasem są sytuacje, gdzie, nieważne, co zrobisz, i tak kogoś zranisz. Czy w krótkim okresie życia może się zdarzyć tyle rzeczy, że kompletnie zmieniasz swój pogląd na temat wszystkiego? Mnie się to przytrafiło, kiedyś było inaczej, ludzie byli inni, JA byłam inna. Nie rozumiałam problemów dorosłych i rozumowania rodziców, którzy zabraniali mi pewnych rzeczy. Żyłam beztrosko nie wybiegając nadto w przyszłość, liczyło się dla mnie to, co było tu i teraz. Nie rozumiałam do końca miłości, bo sama jej jeszcze wtedy nie doświadczyłam. Oglądając romansidła płakałam, ale tak naprawdę nie byłam w stanie sobie wyobrazić jak to jest być zakochaną szczęśliwie bądź nie. Miałam zupełnie inne wyobrażenie o przyjaźni niż teraz. Wcześniej za przyjaciela uważałam kogoś, z kim miło spędzam czas i mogę swobodnie porozmawiać. Teraz wiem, że taka relacja jest tylko znajomością, a przyjaciel jest kimś o wiele ważniejszym. Wtedy nie wyobrażałam sobie siebie za pięć, dziesięć, trzydzieści lat. Teraz rozmyślam nad każdym kolejnym dniem. Przesiaduję całymi dniami na tarasie mojego beżowego domu, wpatrując się w swój pięknie zdobiony kwiatami ogród i spokojną okolicę. Właśnie spokojną... Uśmiecham się na wspomnienie mojego "spokoju" sprzed lat. Zaczynam doceniać opiekuńczość rodziców i ich dobre rady, które sprawiły, że teraz jestem silną osobą, która nie boi się wyzwań, poza jednym, które nie wiem czy kiedykolwiek dam radę pokonać.
Można powiedzieć, że miałam wszystko: przyjaciół, dom, rodzinę i byłam sławna teraz już wiem, że to WSZYSTKO było tak naprawdę niczym w porównaniu do tego, co mam teraz - mam swojego aniołka, który sprawia, że gdy go widzę, zawsze się uśmiecham, a przy tym pogłębiają mi się małe zmarszczki.
Spojrzałam na zegarek. Była 6:38. Westchnęłam i wzięłam łyk herbaty. Niedługo muszę zacząć szykować się do pracy. Postanowiłam jeszcze przez chwilę popatrzeć na widok, który nadal miałam przed sobą. Nie miałam ochoty się ruszyć, jednak w końcu musiałam to zrobić. Bez żadnego pośpiechu wstałam z huśtawki trzymając kubek w dłoni i nadal będąc owinięta ciepłym kocykiem, powolnym krokiem skierowałam się do środka. Otworzyłam skrzypiące drzwi do domu i gołymi stopami stąpałam po cichu po podłodze. Jeszcze nie chciałam go obudzić.
Odłożyłam naczynie po napoju do zlewu i bezgłośnie wdrapałam się po schodach do swojego pokoju. Tam zdjęłam z siebie kocyk i rzuciłam na krzesło. Chwyciłam z szafy bieliznę i weszłam do łazienki. Tam wzięłam krótki prysznic, wytarłam się ręcznikiem i nałożyłam na siebie czarne rurki, białą transparentną koszulę i granatową marynarkę.
Wyszłam i uśmiechnęłam się widząc go śpiącego jeszcze smacznie na łóżku. Przez sen wyglądał tak niewinnie i beztrosko. Leżał na prawym boku. Jego pełne usta były lekko otwarte, a blond włosy odrobinę potargane. Zaczęłam podchodzić do łóżka. Nagle na coś nadepnęłam, co bardzo ukłuło mnie w stopę. Przygryzłam wargę z bólu. Odczepiłam jakiś twardy przedmiot od części kończyny dolnej i położyłam go na półce obok. Podeszłam do niego i ukucnęłam przy jego łóżku.
- Kochanie? Musisz wstać - wyszeptałam gładząc go po głowie. On tylko zamruczał i przekręcił się na plecy - Heeej wstajemy... - wyszeptałam trochę głośniej i to poskutkowało.
- Jeszcze chwila... - poprosił słodkim głosem, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Musimy, bo inaczej się spóźnimy - wytłumaczyłam mu. Otworzył lekko zaspane oczy i zamrugał powoli powiekami parę razy, jakby musiał się ocknąć. Spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
- Jeszcze chwila... - ponownie mnie poprosił.
- Jeśli nie wstaniesz to się spóźnisz.- przypomniałam mu, a on westchnął i usiadł zgarbiony na łóżku.
- No to wstaję - przetarł oczy i powoli odkrył kołdrę i wstał z łóżka. Ja w tym czasie podeszłam do jego szafy i wyciągnęłam mu ubrania, o które wczoraj mnie poprosił, żebym wyprasowała.
- Proszę - powiedziałam kładąc mu rzeczy na łóżku - Ubierz się i zejdź na dół do kuchni na śniadanie, dobra? - spytałam czy przyjął do wiadomości to, co miał zrobić, a on kiwnął głową. Uśmiechnęłam się, pocałowałam go w głowę i ruszyłam do kuchni. Mijając lustro w korytarzu przyjrzałam się sobie uważniej, pojawiła mi się delikatna zmarszczka w kąciku oka.
Tak jestem Laura Marie Marano, mam dwadzieścia trzy lata i jestem MAMĄ.

♥~ ♥~
Siemka!
TO ZACZYNAMY!
Wraz z Niewi wpadłyśmy na pomysł na tego bloga parę miesięcy temu, chyba w styczniu czy coś xd Wiedzcie, że od tamtego czasu planowałyśmy ten dzień :) Mamy nadzieję, że spodoba wam się nasza, jakże inna, historia rodzin Marano i Lynch. Możemy powiedzieć wam tylko tyle, że będzie się tutaj działo! Serio, wymyślając to chyba nie byłyśmy przy zdrowych zmysłach xd No, ale co ja wam będę mówić... Po prostu wpadajcie! :D
~Inimitable

Aloha!!! No i jak podoba się niespodzianka??  Ahh tak długo czekałam na ten moment i waszą reakcje - która mam nadzieje będzie zawsze liczna.
Powiedzmy sobie szczerze czegoś takiego jeszcze nie było *.* 
Szykujcie się na wiele dziwnych i nieprzewidywalnych rzeczy. Bo przecież u nas nie może być banalnie.
Rozdziały były, są i będą pisane przez nas obie, nie będziemy się dzielić że piszemy na zmianę, bo według mnie to nie ma sensu.
Także tego Enjoy moi mili 
Strasznie tęskniłam <3
Wasza powalona Niewi <33